Gruzja jest nadzwyczajnie zaczarowana. W jej krajobrazach, ludziach i kulturowym tyglu zadurzysz się od pierwszych chwil. Gruzja leży na styku Europy i Azji i tak naprawdę nie wiadomo czy jest bardziej europejska, czy azjatycka. Tutaj zaciągniesz się zapachem Orientu z Jedwabnego Szlaku, aby za chwilę zaskoczyć się postsowieckimi dziwactwami. Majestatyczne ściany gór Kaukazu, kontrastują z łagodnymi wzgórzami z winnicami rejonu Kachetii i pustynno- stepowymi klimatami na granicy z Azerbejdżanem.
Różnorodność to słowo klucz w Gruzji. Jeśli zastanawiasz się, co warto zobaczyć i co zrobić w Gruzji, pozwól, że przedstawię ci mój subiektywny dekalog gruziński. Kreślił się on w moim notesie na podstawie przygód, obserwacji i rozmów podczas 21-dniowej podróży z plecakiem po tym kraju. Może właśnie dzięki niemu dołączysz do grona gruzjofilów, kto wie? Jedno jest pewne – Gruzję koniecznie musisz umieścić na swojej podróżniczej liście marzeń!
Gruzja w Pigułce. Moje Top 10 momentów w Gruzji
Gruzja – na początku trzeba ją sobie odczarować
Zanim ruszysz do Gruzji, warto abyś ją sobie odczarował. Obdarł z mitów, które bardziej jej szkodzą, niż pomagają. Kiedy szukasz informacji o Gruzji zazwyczaj znajdujesz historie, które mówią, że Gruzini kochają Polaków bardziej niż swoje matki. Wręcz na siłę ciągną Cię do swojego domu, biją z sąsiadami o to kto ma cię ugościć, a ich jedynym życiowym celem jest organizowanie nieustających biesiad z twoim udziałem. Tak niestety nie jest.
Gruzja to nie osobna planeta w układzie słonecznym i osławione silne relacje międzyludzkie nie tworzą się po krótkim oznajmieniu, że jesteś Polakiem. Według niektórych nasze „magiczne” pochodzenie daje nam pełne prawo do włażenia ludziom do domów, zaglądania do kuchni „bo nas lubią”, podsuwania dzbanków do nalewania wina „bo są przecież gościnni” i wymagania, że wszystko możesz mieć za półdarmo „bo to naturalne dla nich”.
Muszę Cię niestety rozczarować. W Gruzji na zaufanie i sympatię drugiego człowieka pracuje się tak samo jak w każdym innym miejscu na świecie. Ludzie żyją tu z turystyki, która przyszła do nich tłumnie tak samo, jak do wielu innych krajów na świecie. Trawa nie jest tu bardziej zielona, niż w twoim ogródku. Nie jest też tu ” żenująco tanio”, jak głoszą internety. Jest po prostu normalnie.
Jak w każdej podróży trafisz tu na cudownych ludzi, trafisz też na totalnych dziwaków. Taksówkarz na postoju będzie próbował czasem Cię naciągnąć, a naganiacze nie będą dawali Ci spokoju. Jak to sobie wszystko uświadomisz, nie będziesz się złościć, że zostałeś perfidnie oszukany. Bo nikt Cię nie ugościł jak należy, nikt nie zaprosił na domowe wino, nikt nie podwiózł za darmo i również za darmo nie przenocował.
Czemu to piszę? Bo spotkałam wielu polskich turystów, którzy dali się wciągnąć w mit darmowej Gruzji i bardzo głośno oraz dobitnie wyrażali swoje niezadowolenie. Zwyczajnie było mi za nich wstyd. Pamiętaj, że polsko – gruzińska przyjaźń nikogo nie zwalnia od bycia przyzwoitym człowiekiem.
Gruzińskie wino – smakuj do woli!
Gruzińskie wina są jak cała Gruzja – mocne w smaku, aromatyczne i z wyrazistą nutą. Najlepiej smakują te, które ktoś naleje Ci prosto z plastikowego baniaka do szklanki. Taki trunek najbardziej idzie w głowę! Tradycje winiarskie w Gruzji znane są od przeszło 7 tysięcy lat! Wino gruzińskie jest eksportowane do kilkudziesięciu krajów na świecie i pełni ważną rolę w krajowej gospodarce.
Aby poznać smak winiarskich specjałów warto poświęcić kilka dni na zwiedzanie winnego regionu Gruzji – Kachetii, która jest swoistym centrum gruzińskiego winiarstwa. Można zatrzymać się w uroczym mieście Sighnaghi, które urzeka brukowanymi uliczkami, drewnianymi domami i majaczącym na horyzoncie Kaukazem wyrastającym pionową ścianą prosto z płaskich pól uprawnych.
Sighnaghi to idealna baza wypadowa do pobliskich winiarni. Spędziłam w tym miasteczku trzy dni. Gruzini nazywają je miastem miłości. Nazwa trafiona w stu procentach, bo ja się w nim zakochałam od pierwszego wejrzenia!
A jeszcze bardziej w rodzinie, u której zatrzymałam się na nocleg. No i oczywiście w ich domowym winie z plastikowego baniaka i w widoku majaczących w oddali gór widzianych z werandy.
Gruzińska Supra – słów kilka o gruzińskiej tradycji
Może się zdarzyć, że wcale nie weźmiesz w niej udziału. A może być też tak, że ktoś faktycznie wciągnie Cię do domu prosto z drogi i będzie cię karmił, poił, wznosił toasty i śpiewał razem z Tobą. Cokolwiek cię spotka w tym temacie – tradycje gruzińskiej supry warto poznać. Miałam okazję dwa razy uczestniczyć w gruzińskiej biesiadzie i to, co najbardziej w niej jest fascynujące to to, że nie jest ważne miejsce, a ludzie. Przy suto zastawianych stołach celebruje się radość ze spotkania z drugim człowiekiem. Okazja do biesiadowania znajdzie się zawsze.
Kiedy ktoś zaprosi Cię na suprę powinieneś skosztować wszystkiego, czym cię poczęstują. Dla gospodarza to największa nagroda – kiedy goście najedzą i napiją się aż po korek. Każda supra ma swojego mistrza ceremonii tzw: Tamadę. Jest to zazwyczaj gospodarz domu. Tamadami są głównie mężczyźni. Przy stole panują pewne niepisane zasady i hierarchia, których naruszenie oznacza brak szacunku dla gospodarza. Podczas supry wznosi się toasty. Pierwszy zawsze za Boga, a kolejne zależą od kreatywności Tamady. Ja piłam za wszystkie matki świata, za spotkanie, za przyjaźń polsko- gruzińską, za udaną dalszą podróż i za samą siebie. Więcej niestety nie pamiętam z tych wieczorów:)
Gruzja – znaleźć zrozumienie dla niezrozumiałego
Gruzja ma bardzo wiele znaków zapytania. Zazwyczaj można je zobaczyć przez okna marszrutek, albo w miejscowościach, gdzie jeszcze turystyka nie zagościła na dobre. Gruzję nie do końca da się szybko poznać i zrozumieć. To kraj, w którym najładniejsze i najbardziej okazałe budynki ma policja, a obok nich stoją rozwalające się domy. Handel przydrożny jest tu jak dobrze rozwinięta sieć sklepów handlowych, a mężczyźni całymi dniami przesiadują przed domami, podczas gdy kobiety harują jak woły. Ci sami mężczyźni są przekonani o swojej niebywałej urodzie i zniewalającym uroku, nawet jak brakuje im zębów, a ich sylwetkę zdobi ogromny brzuch.
Gruzja to kraj, w którym sowieckie projekty urbanistyczno – architektoniczne planowano z wielkiem rozmachem, a które dziś stoją niedokończone lub opuszczone. To, co na zachodnich krańcach świata jest już kiczem, tutaj osiąga rozmiary prawdziwego hitu. Jest bogactwo i jest ogromna bieda i czasem ciężko znaleźć między nimi wyraźną granicę. Mnie Gruzja zmuszała do codziennego zadawania sobie pytań, które jak szalone nasuwały się do głowy podczas całej podróży. Na kilka znalazłam już odpowiedź, na niektóre wciąż jeszcze szukam.
Marszrutki w Gruzji – drżyj o swoje życie!
Na pewno będziesz nimi jeździł, więc bądź przygotowany na prawdziwą przygodę życia! Myślałam, że skoro wychowałam się na podhalańskiej wsi, to widok żywej kury w zardzewiałym busie mnie nie zdziwi. A tu nagle weszły gruzińskie ciekawostki motoryzacyjne całe na biało! Kilka razy zaserwowały mi porządne palpitacje serca, zachęciły do ostatniej modlitwy, a także odebrały ze strachu mowę.
W gruzińskich marszrutkach przeżyłam niezliczoną ilość pierwszych razów. Pierwszy raz widziałam w samochodzie osobowym telewizor zamiast wstecznego lusterka. Po raz pierwszy oglądałam na tymże telewizorze psychodeliczne teledyski o hamburgerze, podczas gdy kierowca walczył na stromych zakrętach z zepsutymi hamulcami. Pierwszy raz wyprzedzałam radiowóz policyjny, cysternę i krowę jednocześnie. Również pierwszy raz jechałam busem, w którym za dodatkowe siedzenia służyły gustowne skórzane pufy na drewnianych nóżkach. Pamiętam również wylewający się płyn z chłodnicy i mój plecak upchnięty między stary silnik i kartony z nie-wiadomo-czym.
Z łezką w oku wspominam pana naganiacza z dworca w Tbilisi, który bezbłędnie wyłapywał mnie z tłumu i czytał w myślach, dokąd dzisiaj jadę albo skąd wracam. Po którymś już spotkaniu poczułam do niego ogromną sympatię, a jego przepity i skrzeczący głos, wrzeszczący wprost do mojego ucha: BATUMI!!, KAZBEGI!! na zawsze pozostanie w moje pamięci!
Majestatyczny Kazbek, Stepancminda i jajka na szlaku
Powiedzieć, że Kazbek jest piękny to jakby nic nie powiedzieć. Liczący 5047 m n.p.m szczyt Kaukazu jest obiektem westchnień wszystkich góromaniaków. Każdy tu przyjeżdża aby zmierzyć się z nim po swojemu. U jego stóp znajduje się bardzo klimatyczna miejscowość Stepancminda (zwana dawniej Kazbegi) – jeden z najważniejszych ośrodków turystycznych w Gruzji. Kazbek to wygasły wulkan, który niczym opasły olbrzym osiadł nad dolinami gruzińskiej krainy Chewi.
Kiedy przyjechałam do Stepancmindy z nieba padał rzęsisty deszcz i nic nie było widać. Kazbek oglądałam na zdjęciach, przy kubku herbaty i gruzińskich cukierkach, w domu u Mai, u której zatrzymałam się na nocleg. Maja pocieszała, że jutro na pewno będzie lepiej. Załamana stałam na werandzie i wpatrzona w pustą przestrzeń przede mną modliłam się żeby wyszło słońce. Na drugi dzień Maja ugotowała mi na drogę jajka, dała pomidory, chleb, odmówiła jakichkolwiek pieniędzy i kazała iść podziwiać okolicę.
Ruszyłam więc na krótki trekking pod kościół Cminda Sameba czyli Świętej Trójcy, który stanowi jeden z najpopularniejszych symboli Gruzji i Kaukazu. Po niecałych dwóch godzinach wdrapałam nad wioskę Geregeti, a moim oczom ukazał się Kazbek spowity mgłą. Był to pierwszy magiczny widok, jaki zaserwowała mi Gruzja. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, co czeka na mnie w Mestii.
Region Swanetia w Gruzji – zakochasz się, to pewne!
Kiedy przeczytałam, że Swanetia to najbardziej tajemniczy region w Gruzji od razu zapragnęłam tam pojechać! Dzikie i górskie rejony Swanetii były kiedyś okupowane przez zbirów i przestępców, a do roku 2010 nie można było tu podróżować bez eskorty wojska lub służb bezpieczeństwa. Czułam, że to będzie najpiękniejsza część mojej gruzińskiej przygody. Nie myliłam się. Fascynująca historia górali swaneckich, kamienne wieże przy domach, z których jeszcze do niedawna prowadzono regularne sąsiedzkie wojny, ośnieżone szczyty Kaukazu, liczne drogi trekkingowe i niesamowity spokój – to wszystko sprawiło, że nie chciało mi się stamtąd wyjeżdżać.
Jednak największym ŁAAAAŁ tego wyjazdu był całodzienny trekking z Mestii do jezior Koruldii. Niemal pionowe wejście z wioski sprawiło, że najpierw czułam jak padam ze zmęczenia, a potem z nadmiaru wrażeń. Imponujący widok wyłaniającej się zza mgieł kaukaskiej „Wiedźmy” czyli szczytu Ushba 4700 m n.p.m i panorama głównego pasma Kaukazu wycisnęły mi łezkę z oka. Najpierw myślałam, że to mucha mi wpadła, ale nie – to Ushba ścisnęła moje wrażliwie na góry serduszko! Nieważne, że droga do Swanetii jest długa i kręta jak tasiemiec – po prostu musisz tu być i koniec kropka!
Ushguli – zostań tam na dłużej, a nie wpadaj jak po ziemniaki
I nie dlatego, że jedna z najwyżej położonych wiosek w Europie (zakładając, że Gruzja leży w Europie) jest brzydka. U stóp najwyższego szczytu Gruzji – Szchary (5203 m n.p.m) czas płynie powolnym rytmem. Rytm ten zakłócają licznie przybywające busy i taksówki, z których wysypujemy się my – turyści, backpackerzy i wszelkiej maści podróżnicy. Wszyscy omamieni obrazem górskiej wioski na końcu świata, w której czas się zatrzymał. Zatrzymał się i co z tego? Czy to, że po naszej własnej drodze nie biegają świnie, krowy oraz konie to powód, aby włazić ludziom do domów? Zaglądać w każdą dziurę w wiosce, po czym po dwóch godzinach zawinąć się z powrotem?
Muszę przyznać, że czułam się tam trochę zażenowana. Innymi i sama sobą. Oto my, wielcy odkrywcy z plecakami i aparatami fotograficznymi wpadamy na chwilę i eksplorujemy miejsce jak jakiś żywy skansen. Robimy zdjęcia jak szaleni, a zewsząd dochodzą nas wzdychania we wszystkich językach świata – „Patrz, nic tu nie ma”! „O matko, spójrz! Jeszcze wykorzystują krowy do orania pola!”, ”Jezu, świnia chodzi środkiem drogi, jak oni tu mogą tak żyć?!” Szukamy Bóg wie jakiej egzotyki w zwykłej codzienności, a tak naprawdę przeszkadzamy.
Z tego co udało mi się dowiedzieć podczas pewnej ważnej rozmowy przy winie – mieszkańcy Usghuli nie bardzo rozumieją nasze zachowanie. Jadąc tam trzeba się zastanowić, czy chcemy być intruzami czy gośćmi? Ja czułam się jak intruz. Jeśli planujesz wizytę w Ushghuli to zrób to tak, aby zostać tam na noc, albo chociaż cały dzień. To nie jest muzeum. To wioska, gdzie toczy się normalne życie.
Dawid Garedża w Gruzji – tutaj sobie popanikuj trochę, bo węże!
Położony na pograniczu Gruzji i Azerbejdżanu kompleks klasztorny Dawid Garedża to świetne miejsce do tego, aby spocić się w piekącym słońcu! Nie jestem w stanie wyobrazić sobie jakie panują tu upały w lecie, bo ja w maju prawie omdlewałam z gorąca! Koniecznie trzeba zapakować mnóstwo wody, coś na ochronę przed słońcem oraz długie spodnie, bo w zaroślach mieszka dużo jadowitych gatunków węży. Wędruje się przez te krzaki dość wąską ścieżką, więc trzeba uważnie patrzeć, gdzie stawiać nogę. Ponieważ hasło „jadowity wąż” działa na mnie wręcz paraliżująco, cały mini trekking po wzgórzach klasztornych spędziłam ze wzrokiem wbitym w buty, nasłuchując jednocześnie, czy jakaś śmiertelnie jadowita żmija nie planuje na mnie ataku.
Moją panikę podsycał fakt, że kompleks klasztorny Dawid Garedża leży dosłownie pośrodku niczego. Malownicza droga, która do niego prowadzi to puste i głuche stepy, także na ewentualną pomoc nie ma co liczyć. Mój towarzysz drogi ekscytował się pustynną fauną i florą, kałachami azerskich żołnierzy, widokami jak z bajki, a ja tylko swoje buty i buty:) Na szczęście nic mnie nie zaatakowało, a w kilku miejscach podniosłam głowę i wpadłam w totalny zachwyt! Stwierdziłam, że to kolejny gruzińskich och i ach do podróżniczego notesu! Według mnie to obowiązkowe miejsce na mapie Gruzji! Mimo tych węży:)
Jak oszaleć na punkcie Gruzji – krótka instrukcja
Co takiego ma w sobie Gruzja, że nikogo nie pozostawia obojętną na swoje wdzięki? Tajemniczego składnika gruzińskiego soku z gumijagód szukałam wszędzie. Znajdywałam go w oblepiającym palce tłustym placku chaczapuri i w ciepłym chlebie z kamiennego pieca, który brałam na górskie trekkingi. Widziałam go również w szerokim uśmiechu Tariela z hostelu w Mestii. Znalazłam też w śniadaniu, które Maja bezinteresowanie zrobiła mi na drogę, żebym nie wracała głodna z Kazbegi do Tbilisi. Poczułam w szklance wina, które piłam na tarasie z widokiem na ośnieżone szczyty Kaukazu.
Gruzja podsuwa wszystkie puzzle do układanki, którą lubimy składać w podróżach – fajnych i pomocnych ludzi, nutkę szalonej przygody, piękne krajobrazy, pyszne jedzenie i kawał fascynującej, choć trudnej historii. Będziesz zachwycał się widokami na Gruzińskiej Drodze Wojennej, szukał duchowych uniesień w Mcchetcie, uciekał przed dzikimi krowami w Mestii i karmił bezpańskie psy w drodze na trekking pod lodowiec Chaaladi. Jest tylko jeden warunek – Gruzja musi zostać odkryta przez Ciebie po swojemu. Bez wygórowanych żądań i wyobrażeń.
Przyznam się, że przyjechałam do tego kraju trochę zwabiona opowieściami z mchu i paproci, o których pisałam powyżej. Już w pierwszym dniu zweryfikowałam swoje poglądy i ruszyłam w rajd po kraju. Bez planu i żadnych oczekiwań. I Gruzja rozkochała mnie w sobie po uszy! Tobie życzę tego samego, drogi czytelniku!

Gdzie spać w Gruzji?
W tekście znajdziesz linki do noclegów, z których korzystałam podczas pobytu w Gruzji. Przetestowałam je na sobie i polecam z całego serca! Nawet nie dla samych warunków noclegowych, a dla ludzi, którzy prowadzą te pensjonaty!
Jeśli Ci się spodobają to zachęcam do rezerwacji za pośrednictwem tych linków. Dla Ciebie nie zrobi to różnicy, a ja dzięki temu troszku nakarmię świnkę skarbonkę na dalsze podróże:) Dziękuję z góry i mocno ściskam!
Spodobał Ci się mój wpis? Będzie mi miło, jeśli go skomentujesz, albo puścisz dalej w świat!
A jeśli masz ochotę:
a) pośmiać się, podyskutować i zainspirować się do podróży – zapraszam Cię jakże pięknie na mój fanpage na FACEBOOKU
b) pooglądać zdjęcia z drogi i pooglądać niepoważne instastories – znajdziesz mnie na INSTAGRAMIE
6 komentarzy
Fajny artykuł, przyda się na przyszłość!
Nigdy nie popierałem powielania stereotypów, dlatego naprawdę trzeba tego oduczyć polaków. Podobne zdanie mają polacy o Kazachstanie, a realia są zupełnie inne
A jak Ci się podobał Kazachstan?
Mnie nie uwiodła. Co gorsza zniechęciła komunistyczną mentalnością mieszkańców, którzy zamiast zadbać o swój dom przyciskają kamieniem niebieską folię zamiast wymurować mur a zbita szyba jest łatana gazetą. Przyjazne nastawienie do Polaków ? Tyle razy w ciągu dwutygodniowej wędrówki nie byłem oszukany podczas 10 lat wyjazdów do dalekiej Azji. Pierwszy i ostatni raz wyjechałem do postkomuny . Ale każdy może mieć swoją prawdę 🙂
pozdrawiam
bm
Pani Marku, Właśnie też o tym piszę.Gruzja, w której byłam, jest inną Gruzją, niż ta, którą znam z opowieści. Niemniej bardzo mi się podobał ten kraj, bo jest pełen kontrastów, pięknych krajobrazów i pysznego jedzenia. A to uwielbiam w podróży najbardziej:)
Planuję się wybrać do Gruzji od dawna. Kusi mnie to pomieszanie kultur. Dzięki za ten wpis, będzie trzeba zorganizować w końcu rodzinny wyjazd! 😉
Jeśli lubisz takie klimaty, to Gruzja na pewno Cię uwiedzie <3