Maroko. Kto by pomyślał, że to niewinne słówko wypowiedziane mimochodem podczas niedzielnego obiadu zmrozi moją rodzicielkę i wpędzi w stan najwyższej paniki mojego tatę. Przez chwilę myślałam, że rodzinny posiłek zamiast przy kawie skończy się na oddziale kardiologii. Bilety do Maroka kupiłam spontanicznie, decyzję podjęłam na totalną pałę, więc rodzice nie mieli innego wyjścia jak tylko zaakceptować, że jadę do Afryki. Bałam się tej podróży jak jasna cholera!
Wyjazd do Maroka był moją pierwszą podróżą poza Europę. Mało tego! Jechałam tam z obcym chłopem poznanym przez Internet, z którym pierwszy raz miałam się spotkać na lotnisku w Londynie. Przygotowania do tego wyjazdu były pomieszaniem ekscytacji oraz paniki i wyglądały bardziej jak zakrojone działania wojenne, niż luźna szwendaczka z plecakiem.
Skrupulatnie zbierałam do notesiku przerażające informacje o zagrożeniach czających się na marokańskiej ziemi. Uzbrojona po zęby w stereotypy, uprzedzenia oraz tabletki na wszystko wyruszyłam! Po kilku godzinach pobytu wiedziałam, że będzie dobrze. Królestwo Marokańskie jest tak bardzo kolorowe, pachnące i różnorodne, że jedyne co mi się przytrafiło to ciekawość poznawania tego kraju.
Maroko – co warto zobaczyć i na co zwrócić uwagę? Zapiski nieoczywiste
Dżelaba – marokański hit mody
Dżelaba to dość intrygująca część garderoby Marokańczyków. Długa i luźna narzuta z szerokim kapturem i rękawami ma za zadanie chronić przed zimnem, słońcem i piaskiem. Wszędzie można spotkać kobiety i mężczyzn, którzy niczym Rycerze Jedi przemykają zakapturzeni ulicami miast i wsi. Męskie dżelaby mają raczej nieciekawe, bure kolory, ale wersje kobiece to prawdziwa feeria barw i wzorów! Można spotkać kobiety ubrane np. w krowie łaty, misternie haftowane motywy kwiatowe, a także z motywem Hello Kitty.
Dość osobliwym jest zakładanie dżelab na piżamy. Kobiety paradujące w piżamach i lekko szlafrokowatych dżelabach to nierzadki widok w Maroku. Swobodnie robią zakupy w piżamach, pracują w piżamach i relaksują się w piżamach podczas piątkowego święta. I nikogo to tutaj nie dziwi. Może z wyjątkiem zaskoczonych turystów.
„Polaka? Spoko Maroko! Dobra zupa z bobra”!
Marokańczycy bywają strasznie męczący. I to jest chyba największa łyżka dziegciu w beczce marokańskiego miodu. Mimo zachwytu nad kulturą, krajobrazami i architekturą, największym wyzwaniem byli dla mnie, niestety Marokańczycy. Mimo dużych pokładów cierpliwości i codziennej próby zrozumienia klimatu społecznego, z przykrością muszę stwierdzić, że wszelkie podejścia do nawiązywania znajomości kończyły się fiaskiem i wyłudzaniem pieniędzy.
Podróżując po kraju spotkałam się słownie RAZ z przejawem bezinteresownej sympatii. Niestety, dużo prawdy jest w stwierdzeniu, że Marokańczycy z góry zakładają, że każdy kto przyjeżdża do ich kraju jest bogaty. A skoro masz pieniądze, to można cię z nich bezkarnie oskubać.
Nic nie daje tłumaczenie sobie po cichu różnic kulturowych. Jest to po ludzku i najzwyczajniej w świecie męczące i denerwujące. W taksówce zamiast 15 MAD płacisz 50 MAD, bo licznik wcale nic nie znaczy. Niby „przypadkiem” błędnie wydają ci resztę w sklepie, myśląc, że się nie zorientujesz, a nawiązanie kontaktu wzrokowego ze sprzedawcą lub kelnerem skutkuje długim i żmudnym procesem odmawiania usługi. Nieważne jakim językiem odpowiesz – znają wszystkie po trochu i nie dają się tak łatwo spławić. Do dzisiaj w moich uszach pobrzmiewa ” Polaka? Spoko Maroko! Good price my friend good price! Lewandowski! Zupa dobra! wait wait! Come! come!„…
Marokańska herbata miętowa
Nigdy nie sądziłam, że stanę się taką entuzjastką słodkiej herbaty, zważywszy na to, że nie słodzę herbaty od lat. Marokański napój miętowy nie ma sobie równych! Mieszanka herbat, świeże liście mięty zalewane wrzątkiem plus kilogramy cukru doskonale smakują i orzeźwiają. Jest nawet takie powiedzenie marokańskie, że pierwsza szklanka miętowej herbaty powinna być mocna jak życie, druga słodka jak miłość, a ostatnia delikatna jak śmierć.
Podobno ma działanie jak marokańska whisky – jest taka mocna, że po którejś z kolei zaczyna ci się kręcić w głowie. Wypiłam chyba cysternę tej herbaty i nie zauważyłam takiego działania- być może to kwestia wprawy z whisky?:)
Suki marokańskie
Spacerując po medynach w Fezie i Marrakeszu głowa kręciła mi się wokół własnej osi niczym Lindzie Blair w Egzorcyście. Mnogość towarów, materiałów i jedzenia przyprawiały mnie o palpitacje! Tysiące sklepików wciśniętych w niebotycznie wąskie uliczki i zaułki sprawiły, że mój bagaż podręczny ledwo się domknął na półce w samolocie. Oprócz zakupów warto się pogubić w tych brudnych i krętych labiryntach ulicznych, aby podpatrzeć pracę tradycyjnych rzemieślników.
Znajdziecie ich tutaj wszystkich. Kowali, tkaczy, krawców i kaletników. Kupicie tu chleb lub słodkości, a także poobserwujecie codzienne życie Marokańczyków. Jak już zgubicie się na amen i stracicie orientację w terenie – wtedy dopiero poczujecie pulsujące szalonym rytmem tętno Maroka.
Berberowie w Maroku
Berberowie to jeden z najbardziej tajemniczych ludów Afryki Północnej. Wprawdzie zamieszkują obszar od Egiptu aż po Senegal, ale to właśnie Maroko uznawane jest za najbardziej berberyjskie w tej części Afryki. Lud uznawany za pierwszą ludność na terenach Maroka ma własny język, kulturę i obyczaje.
Język rdzennych mieszkańców Maroka jest tak trudny, że przeciętnemu Marokańczykowi łatwiej podobno nauczyć się chińskiego niż berberyjskiego. Większość Berberów to doskonali rzemieślnicy, a ich tradycyjne wyroby to prawdziwe dzieła sztuki, szczególnie biżuteria berberyjska.
Kuchnia marokańska – co warto spróbować?
Kuchnią marokańską rządzą mocne przyprawy, pachnące zioła oraz cukier. Śniadania serwowane są na słodko, co po jakimś czasie może być męczące dla naszego organizmu.
Dla przełamania słodyczy warto zjeść kuskus z warzywami, harirę bądź tażin. Musicie się przygotować na to, że kuchnia marokańska jest dość monotonna. Niemniej, mimo monotonii, jest w niej tyle kolorów i egzotyki, że nie bójcie się próbować wszystkiego!
Essaouira – hipisowskie miasto nad oceanem
Kolorowa Essaouira położona nad Oceanem Atlantyckim to mekka hipisów, artystów oraz zapalonych windsurfingowców. Rozbrzmiewa dźwiękami muzyki etnicznej, woni rybami z targu i kusi labiryntami ulic. Medyna tutaj jest tak cudowna, że z bólem serca opuszczałam miasto. Niebiesko – białe domy, oraz uliczki pełne stoisk z przyprawami i kolorową ceramiką przeplatały się z hukiem fal rozbijanych o mury miejskie.
Wieści gminne donoszą, że w Essaouirze odpoczywał kiedyś Jimi Hendrix i na okolicznych plażach, zainspirowany klimatem tego miejsca napisał utwór Castles Made of Sand. Moim zdaniem to miasto, którego absolutnie nie możecie przeoczyć podczas marokańskiego tripu!
Krajobraz i architektura Maroka
Maroko zachwyca różnorodnością. Pustynne tereny mieszają się ze strzelistymi szczytami gór, które za chwilę łączą się z porywistymi falami oceanu. Wszystko to poprzecinane malowniczymi wąwozami i rzekami, mrocznymi kazbami, leniwie przechadzającymi się wielbłądami, polami opuncji i nieustająco świecącym słońcem. Podróż pociągami i autobusami to doskonała okazja do tego aby zobaczyć, jak ten leżący na styku Afryki i Europy kraj zmienia swój charakter.
Od Sahary przez góry Atlas, aż po Ocean Atlantycki. Kiedy już nasycicie się kontrastami przyrodniczymi, trzeba zagłębić się w architekturę miast. Ona poraża kolorowym zdobnictwem, stiukami, arabeskami i ornamentami. Miasta cesarskie jak Fez czy Marrakesz (podzielone zawsze na trzy części- starą medynę, nowe miasto i dzielnicę żydowską) to prawdziwe perełki architektoniczne, które na długo zostawią Was w zachwycie!
Miasto Fez – tutaj Maroko Was oczaruje!
Pobyt w Fezie to prawdziwa podróż do przeszłości. Czas zatrzymał się tutaj kilka wieków temu, a niesamowicie brudna i zatłoczona medyna najpierw Was lekko sparaliżuje, a następnie porwie na dobre. Dajcie się ponieść wąskim wybrukowanym uliczkom. Podążajcie tam, gdzie toczy się życie. Podpatrujcie te dziwne obrazy, gdzie ktoś wyrzuca śmieci na chodnik, osiołki transportują skóry na grzbietach, a świeże mięso pakowane jest w brudną gazetę. Koty i kury przeciskać się będą między Waszymi nogami, a nieludzki smród z pobliskich garbarni skór wywoła odruch wymiotny.
Ponad 14 tysięcy budynków usianych w tych 9 tysiącach splątanych ulic układa się w niezrozumiałą układankę. Wtedy pomyślicie, że Fez jest cudowny. A kiedy uda się Wam uciec z ulicznego chaosu, zobaczycie Pałac Królewski, Medres Bou Inania, szkołę koraniczną Attarine, plac Seffarine czy też osławioną garbarnię skór Chouwara. Z tej ostatniej nieludzki odór gołębiego łajna unosić się będzie nad całym Fezem. I tutaj już odkryjecie, że Maroko kupiło Was na dobre!
Maroko – jedźcie w stronę Marrakeszu
Czerwone miasto uważane za symbol Maroka. Powietrze przesycone jest orientem, haszem, spalinami i dymami unoszącymi się z placu Jemma el Fna. To miasto, gdzie nie są respektowane żadne przepisy ruchu drogowego . To chyba jedyne miejsce na świecie, w którym widziałam karetkę pogotowia na sygnałach, stojącą w korku. Trzeba wchodzić prosto na jadące auta i motory, żeby przejść na drugą stronę ulicy. Zatłoczone i głośne. Pełne kuglarzy, trubadurów, niespełnionych artystów i niebieskich ptaków. Zaklinaczy węży i muzyków hipnotyzujących dźwięków gnaoua.
Sercem miasta jest wspomniany plac Jemma el Fna, który momentami przytłacza nadmiarem atrakcji i upierdliwych handlarzy. Ale miasto ma też swoje perełki. Ciekawą medynę (mniej skomplikowaną niż w Fezie, ale również się zgubiłam), cudownie zdobione pałace, meczety i ogrody. Usiądźcie na dachu którejś z okolicznych knajpek i patrzcie na gwarne Jemma el Fna. Wsłuchajcie się w nawoływania muezinów na modlitwę i napijcie się słodkiej, miętowej herbaty. Myślę, że Maroko na pewno Was zasmakuje, chociaż pierwsze kilka łyków może być gorzkim doświadczeniem.
6 komentarzy
Byłam tam raz i już planuję kolejną wyprawę. Byłam sama więc po przeczytaniu wielu blogów wynajęłam lokalnego przewodnika, żeby móc pozwiedzać Medinę. To było najlepsze co zrobiłam bo czułam się bezpieczna i nie poczułam tej natarczywości aż tak bardzo. Ale to właśnie z tego względu go wynajęłam. Chcę tam wrócić raz jeszcze, tym razem z moim mężem.
Ja w sumie też chętnie bym wróciła do Fezu:) Coś pomyślę 😀
Byłam w tym kraju w miesięcznej podróży i w bardzo wielu sprawach się z Tobą zgadzam.
Najgorsi są jego mieszkańcy, natarczywi,chciwi i traktujący turystów ,jak chodzący bankomat.
Bardzo podoba mi się Twoja relacja!
As-Sawira mnie zauroczyła,podobnie ,jak Asilah.
Te mniejsze miasteczka mają jednak o wiele więcej uroku, niż Fez ,czy Marrakesz.Chociaż medyny w każdym mnie zachwycały.
Najbardziej zauroczył mnie Atlas i pustynia.
Pozdrowienia!
Kurcze, no ja się bardzo starałam zrozumieć czemu tak się dzieje, tłumaczyłam sobie różnice kulturowe ale jakoś nie mogłam się przekonać do ludzi….Zapraszam jeszcze raz na zdjęcia, bo właśnie ładuję 😀
Właśnie obejrzałam sobie ponownie zdjęcia!
Na naszym blogu znajdziesz też całą relację z miesięcznej podrózy po Maroko.
Pozdrawiam-))
O to zaraz sobie przeczytam, bo jestem ciekawa Waszych wrażeń 🙂