Myślę sobie, że gdyby postawiono nas przed mapą Polski i kazano wskazać kulturalno – turystyczny pępek kraju, to jestem przekonana, że większość z nas bez wahania wskazałaby Kraków. Nawet jeśli z anatomicznego punktu widzenia owy pępek wypada na tej mapie w okolicach kostek, Kraków przez wielu uważany jest za najpiękniejszą wizytówkę naszego kraju. To miasto wzbudza skrajne emocje. Albo się nim człowiek bez reszty zachwyca, albo zupełnie nie czuje do niego mięty. Mój dzisiejszy wpis ma tajną misję zwerbowania Cię do obozu pierwszego. Wszak nie ma w życiu nic piękniejszego, niż lodówka pełna kabanosów i ciągłe zachwyty na światem!
Stolica Małopolski ma wbudowany jakiś tajemniczy magnes i jestem pewna, że prawo przyciągania zostało wymyślone właśnie tutaj. Co roku Kraków na swoje miejsce do życia wybierają studenci, a turyści z całego świata tłumnie zjeżdżają do grodu Kraka aby poczuć jego niezwykłość i historyczną aurę. Kraków to lepiec na entuzjastów wieloletniej tradycji, lokalności, unikatowych zabytków, fascynujących legend i artystycznego klimatu. Myślisz Kraków, a ja już słyszę jak na wdechu wymieniasz : Wawel, smok, hejnał mariacki, Sukiennice, Rynek, kiełbasa z niebieskiej nyski i dzielnica Kazimierz.
A może spróbujmy dziś ugryźć Kraków z innej, trochę mnie popularnej strony? Zwiedzanie Krakowa poza utartym szlakiem to propozycja nie do odrzucenia! Uwielbiam podgryzać odwiedzane miejsca zaczynając od tych bardziej lokalnych i nieoczywistych kawałków i dzisiaj chcę podzielić się z Tobą krakowskim obwarzankiem, którego zazwyczaj nie widać w obwarzankowym wózku, bo na wierzchu leżą ładniejsze i dorodniejsze okazy. W podróży nie bój się sięgać tam, gdzie nogi normalnie nie sięgają. Nic się nie stanie, jak czmychniesz na chwilę z głównej trasy w boczne uliczki. Przygotowałam dla Ciebie alternatywny przewodnik po Krakowie. Znajdziesz w nich miejsca, które bardzo lubię i wciąż na nowo odkrywam:) Mój krakowski spacerownik pozwoli Ci uciec na chwilę z Rynku Głównego w inne rejony miasta i odkryć ciekawe i nie całkiem znane miejsca na mapie Krakowa. Planujesz weekend w Krakowie albo dłuższy pobyt w stolicy Małopolski? Łap kilka inspiracji – mogą się przydać!
Kraków alternatywnie czyli 10 pomysłów na zwiedzanie Krakowa poza utartym szlakiem
Kraków i spacer szlakiem murali Mikołaja Rejsa
Jeśli lubisz tropić street art i w kręgu Twoich zainteresowań jest szeroko rozumiana sztuka uliczna, to Kraków na pewno Cię nie zawiedzie. Street art w Krakowie rozwija się powoli, ale z tendencją wzrostową i jak na miasto kultury przystało – bardzo kreatywnie. Obok wieloformatowych murali przycupnęły mikro rysunki i napisy, których tropienie po całym mieście sprawia niesamowitą frajdę! Street art w Krakowie to drapanie historii i tradycji pazurem nowoczesności. Krew się nie leje, a powstałe rany wcale tak bardzo nie bolą, a nawet dodają uroku! Jako ogromna wielbicielka sztuki ulicznej chciałam zaprosić Cię na spacer szlakiem krakowskich murali. Ale nie będzie to wycieczka pokazująca cały potencjał krakowskiego street artu. Pójdziemy bowiem szukać prac jednego autora – niezwykłego Mikołaja Rejsa.
Mikołaj Rejs to krakowski artysta, który tworzy niebywale zachwycające murale. Jego miękka i bardzo charakterystyczna kreska, intensywne kolory i karykaturalne postaci biorą Cię za rękę i prowadzą wprost do świata baśni. Mikołaj Rejs stworzył w Krakowie kilkadziesiąt magicznych murali, które możesz spotkać właściwie wszędzie : we wnętrzach knajp, na ścianach prywatnych mieszkań, na murach, na budynkach, na muzeach, na skrzynkach energetycznych, a także w pustostanach. Jego sztuka jest po prostu zachwycająca i za każdym razem jak wpadnę gdzieś na jego prace, to odjeżdża mi peron. Dewiancko stalkuję Pana Rejsa na Instagramie i jak tylko wrzuci coś nowego, od razu biegnę szukać tego malunku w mieście:D
Poniżej znajdziesz kilka zdjęć oraz oznaczenia ulic, przy których będzie czekał na Ciebie świat namalowany ręką Mikołaja Rejsa. Reszta prac jest w Twoich nogach – załóż wygodne buty, poszukaj wskazówek, otwórz mapę i ruszaj! Spiesz się, gdyż street art ma to do siebie, że czasem lubi niespodziewanie zniknąć. Jeśli już Ci nóżka chodzi i tylko czekasz, żeby ruszyć na taki muralowy spacer – podsyłam jeszcze prace Mikołaja Rejsa na Instagramie. Inspiruj się i trop do upadłego!
Żywe Muzeum Obwarzanka – warto, a nawet trzeba!
Obwarzanek to kulinarny i okrągły symbol Krakowa i jeśli nie zjesz go podczas zwiedzania Krakowa, to wydarzy się to, czym straszono Cię za dzieciaka, kiedy nie chciałeś zjeść koperku w zupie – przyjdzie dziad i Cię zabierze. Wróżka Zębuszka nie zostawi niespodzianki pod poduszką, a pieniędzy ze swojej komunii też nie zobaczysz. W Krakowie świeży obwarzanek z solą, sezamem, czy z makiem o nic nie pyta. On rozumie, że kilka chrupiących kęsów tego pszennego cudu, posmarowanych grubo masłem wiosny może nie czynią, ale oponkę na brzuchu – jakby bardzo. Ale kto by sobie tym zaprzątał głowę, skoro tak wiele ekstatycznej radości dostarcza ten krakowski przysmak? Niebieskie budki z obwarzankami rozsiane po całym Krakowie tylko czekają abyś podszedł i poprosił o zapakowanie każdego rodzaju „na spróbowanie”. Bardzo polecam Ci budkę przy ul. Pawiej obok kiosku RUCHu, w której sprzedaje cudowny dziadek, witający przechodniów energicznym okrzykiem : zapraszam po obwarzanki, zapraszam po obwarzanki! Ja nie mogę przejść obok niego obojętnie – zawsze kupuję 🙂
Od dziadkowej budki masz już dosłownie kilka kroków żeby zaglądnąć do kameralnego i interaktywnego Żywego Muzeum Obwarzanka. Jest to prywatna placówka muzealna, w której czujesz się właściwie nie jak w tradycyjnym muzeum, a bardziej jak na warsztatach kulinarnych. Miałam kiedyś okazję spędzić tu fajny i wesoły wieczór! Zrobiłam swojego pierwszego i całkiem nieudolnego obwarzanka. Ubabrałam się po łokcie ciastem, wysłuchałam ciekawego wykładu o 600 – letniej historii tego okrągłego pogromcy szczupłej talii, nawdychałam się zapachu pieczonego chleba i zachwyciłam maleńką kawiarenką, w której serwuje się pyszną kawę i obwarzanki w różnych wariacjach smakowych. Z uwagi na niewielką powierzchnię muzeum oraz pracę w grupach, konieczna jest wcześniejsza rezerwacja. Więcej informacji znajdziesz na ich stronie TUTAJ. Polecam Ci to miejsce z całego mojego okrąglutkiego obwarzanka!
Krakowskie targowiska – jedz, kochaj i módl się, żebyś nie przytył
Tuż obok Żywego Muzeum Obwarzanka znajduje się kultowe miejsce w Krakowie czyli rynek na Starym Kleparzu. Jeśli lubisz spacerować po miejskich targowiskach, próbować lokalnych produktów i ogólnie jedzonko I love you – to wiedz, że Kraków w tym temacie daje radę! Oprócz znanego w całym mieście Starego Kleparza (na którym po włoszczyznę na rosół stoi się często w kolejce z krakowskimi artystami) warto zapuścić się trochę dalej w miasto i odkryć inne, równie urocze miejsca. Osobiście lubię jeździć po jabłka i marchewki na Plac Imbramowski. Sprzedają tam pyszny chleb, wiklinowe kosze, drobne AGD, rajty, majty, buty i kwiaty. No wszystko, co rozczula człowieka w obserwowaniu codzienności jest właśnie na takich targach! Ja jestem totalnie sentymentalną bułą i gapienie się na ludzi ciągnących wózeczki na kółkach oraz rozmowy z panami rolnikami, którzy odziani w kaszkiety rzucają filuteryjne teksty znad sterty ziemniaków, zawsze robią mi dzień. Lubię wyjadać ogórki z beczek, wiosną kupować bazie, a jesienią dynie.
Obok Starego Kleparza i Placu Imbramowskiego warto też podjechać na Plac na Stawach czy odwiedzić Rynek Dębnicki. Kraków jaki pamiętam za dzieciaka, kiedy jeździłam do dziadka na kotlety i rosół ma właśnie kolor cerat z targowych stołów i zapach jedzenia zmieszany z aromatem niemieckich proszków do prania. Jeśli w podróży szukasz czegoś nowego, czegoś zupełnie niestandardowego – weź siatkę i przejdź się na lokalne targowisko. Ja tak robię niemal w każdym odwiedzanym miejscu.
Zalew Bagry – tu jest jakby mazursko!
Zalew Bagry robi się coraz bardziej popularny, więc może się okazać, że za chwilę nie będzie już takim nieoczywistym i mało znanym miejscem w Krakowie, ale mimo wszystko – wpadnij tu i odpocznij od zgiełku miasta! Przyznam szczerze, że o istnieniu tego sztucznego zbiornika wodnego dowiedziałam się zupełnie przypadkiem. Zapytałam kolegę, gdzie w Krakowie mogę poleżeć nad wodą stylem na fokę? Pierwsza odpowiedź jaka padła? Zalew Bagry! Spakowałam więc plecak i nakazałam wieść się tam czym prędzej! Bagry to takie małe Mazury w sercu Krakowa. Woda, białe żagle, drewniane pomosty, piasek i szuwary – takie cuda czekają na Ciebie tylko 7 km od Starego Miasta! Zalew Bagry położony jest niedaleko dworca Kraków Płaszów oraz pętli tramwajowej i jest dobrze skomunikowany z resztą Krakowa, więc jeśli nagle najdzie Cię ochotka na wodne harce i szuwarowe igraszki – wskakuj w tramkę i przybywaj na Bagry!
Bardzo lubię przyjeżdżać na Bagry na zachód słońca! Fajnym pomysłem jest zrobienie sobie tu przerwy obiadowej, albo zorganizowanie rano śniadanie na trawie. Posiłek w takich okolicznościach przyrody do razu smakuje lepiej! Pamiętaj tylko aby dokładnie po sobie posprzątać, bo nie za wiele tam koszy na śmieci, a ważnym jest, żeby każdy mógł cieszyć się pięknymi widokami podczas szamania kanapki, a nie patrzył na jakieś paprochy pozostawione w krzakach. Zalew Bagry jako must see w Krakowie? Raczej bardzo!
Zalew Zesławice w Krakowie – nieznana alternatywna dla Zalewu Bagry
To miejsce jest moim niedawnym odkrycie na mapie miasta. Jeśli myślisz, że w Krakowie już nie ma dzikich plaż, gdzie mewy ósemki kręciły – Zalew Zesławice wchodzi właśnie cały na biało! To miejsce to istna krakowska dupa węża – jest na samym końcu świata. Też bym tu pewnie nie trafiła, gdyby nie przeprowadzka do nowego mieszkania. W celu eksploracji okolicy oraz poznawania sąsiadów ruszyłam na rajd po osiedlu, gdyż cytując klasyka : tam przecież musi być jakaś cywilizacja. Znalazłam warzywniak, aptekę, pola jak okiem sięgnąć i to – dzikość oraz odludność na krakowskiej ziemi!
Zalew Zesławice jest sztucznym zbiornikiem, a właściwie dwoma zbiornikami utworzonymi na dopływie Wisły – rzece Dłubni. Oprócz kilku wędkarzy cierpliwie wyczekujących na karasie pełno tu ptaków – kaczek, mew i czasem łabędzi. Gdyby nie majacząca na horyzoncie wielka bryła szpitala im. Ludwika Rydygiera i schowane między drzewami bloki mieszkalne, to naprawdę ciężko uwierzyć, że to Kraków! Kiedyś Zesławice były odrębną wioską, dziś wchodzą w skład XVII dzielnicy miasta – Wzgórza Krzesławickie. Dobre to miejsce na relaks, na randkę i na niedzielne spacery z rodziną. Czy jesteś turystą, czy mieszkańcem – warto przyjechać nad Zalew Zesławice i przekonać się, czy przypadnie Ci do gustu. Daj koniecznie znać!
Jak dojechać do Zalewu Zesławice komunikacją miejską? Autobusy nr. 422 i 122 dojeżdżają do pętli autobusowej Zesławice. Można też dojechać na oś. Piastów na ulicę Kruszwicką (linia 159) i przejść przez osiedle, ogródki działkowe i wiadukt. Aktualne trasy i rozkłady jazdy na powyższe przystanki znajdziesz na stronie MPK Kraków. Jeśli dysponujesz autem to przy zalewie znajduje się bezpłatny parking. Całość spaceru to jakieś 40 minut przyjemnego dreptania.
Dzielnica Nowa Huta w Krakowie – poznaj, poczuj, dotknij!
Nowa Huta to miasto w mieście, którego historia powstania i istnienia jest tak fascynująca, że polecam Ci poświęcić weekendowy, a nawet kilkudniowy pobyt w Krakowie na jej zgłębienie. Nowa Huta to zbiór mitów i stereotypów. Mozaika wielkich, betonowych osiedli, kultowych miejsc i kopalnia pamiątek z czasów PRL. Jeśli lubisz odbywać sentymentalne podróże w czasie i tęsknisz do meblościanek z wbudowanym materacem, obdrapanych neonów, smaku leniwych z mlecznego baru, kożuchów z Cepelii i sklepów wielobranżowych PSS Społem – wszystko to znajdziesz właśnie tu. Nowa Huta to część Planu sześcioletniego Polski Ludowej, który miał być przykładem idealnego tworu gospodarczo -urbanistyczno- społecznego. Niestety plan nie do końca się powiódł i Nowa Huta podupadła, a wraz z nią niemal wszystkie nowoczesne jak na tamte czasy obiekty – kina, domy kultury, teatr, kawiarnie i sklepy. Od kilku lat Nowa Huta się odradza, ale nadal dzierży w dłoni koncept narzuconej jej tożsamości.
Mam wrażenie, że niedługo właśnie tutaj będzie biło kulturalne serce Krakowa, którego rytm słychać teraz na Kazimierzu i od niedawna również w dzielnicy Podgórze. Mój chłopak, którego określam mianem „Prawdziwego Hutasa” zabrał mnie kiedyś na sentymentalny spacer po Hucie. Z autentycznym wzruszeniem zaglądałam do obdrapanych witryn starych sklepów, słuchałam opowieści o rodzinnych seansach w kinie Światowid i kupowaniu książek do szkoły w nieistniejącej już księgarni Skarbnica, w której obecnie mieści się przyjemna i bardzo klimatyczna restauracja. Pokazał mi dość obskurną budkę gastronomiczną, serwującą od 20 lat kultowego kurczaka z rożna, którego smak i jakość nie zmieniły się ani trochę. Poszliśmy też do Parku Ratuszowego, w którym nowohuckie dziadki grają w szachy, a potem szukaliśmy neonów i murali na betonowych ścianach. Chcesz poznać Kraków totalnie inaczej? Wskakuj w tramwaj, przyjedź na Plac Centralny i zrób sobie prawdziwy powrót do przeszłości.
Zwiedzanie podziemi Nowej Huty
Jak już skończysz spacerować śladami nowohuckiego świata, proponuję Ci zejść piętro niżej, albowiem to, co skrywają tu podziemia nie mieści w głowie! Pod Nową Hutą gęsto rozgałęzia się sieć potężnych korytarzy oraz schronów przeciwatomowych i przeciwlotniczych. Gdybym miała wymienić tylko jedną rzecz, którą koniecznie trzeba zobaczyć w Krakowie, to zdecydowanie mój wybór padłby na nowohuckie schrony. Miałam okazję zwiedzać podziemia i schron pod szpitalem im. Stefana Żeromskiego, ale wartymi uwagi są też schrony pod Centrum Administracyjnym Kombinatu.
Świetnymi przewodnikami po podziemiach Nowej Huty są chłopaki z Małopolskiego Stowarzyszenia Miłośników Historii „Rawelin”. Za niewielką opłatą można się z nimi umówić na zwiedzanie schronów, o których wiedzą po prostu wszystko. Polecam ich z całego serca, bo tak jak oni opowiedzą Ci o schronach, to nie opowie Ci nikt! Nie dość, że dzielą się mnóstwem fascynujących historii związanych z podziemiami Nowej Huty, to jeszcze mają nerwy ze stali, bo wytrzymali moją hipochondryczną paniczkę, kiedy usłyszałam, że właśnie znajdujemy się pod oddziałem zakaźnym szpitala. Przeżyli także moją serię nerwowych pytań, czy teraz wszyscy się zaraziliśmy, czy to w ogóle jest bezpieczne i czy coś mi się stanie po pobycie tutaj, także myślę, że nic im już nie jest dziwne 😀 Kalendarium najbliższych wyjść do schronów oraz aktualny cennik znajdziesz na ich stronie TUTAJ.
Pchli Targ przy Hali Targowej
Szwendanie się po targach staroci jest obok buszowania po targowiskach moją wielką namiętnością. Jeśli nie polecam żadnego targowiska, nie namawiam do szukania w zaułkach ulic street artu to wiedz, że na pewno polecę jakiś pchli targ:) W Krakowie mamy to szczęście, że oprócz kultowych targowisk odbywają się też legendarne pchle targi. Jeden z nich to stary jak świat pchli targ przy Hali Targowej. Istnieje on odkąd pamiętam, bo jeszcze mój Tato opowiadał mi, jak jeździł tam za młodu po płyty winylowe i akordeon. Jak na każdym szanującym się pchlim targu, pod Halą Targową jest wszystko – antyki, lalki Barbie z obgryzionymi nogami, szynki własnej roboty upchane w plastikowych skrzynkach, unikatowe znaczki pocztowe, niemiecka porcelana, maszyny do pisania, buty nie do pary i stare walizki z niedziałającymi zapięciami. Nie musisz nic kupować. Przyjdź na chwilę zanurzyć się w tych dźwiękach i obrazach. A jak zgłodniejesz, to poszukaj szyldu z napisem Krakowski Kumpir – zjesz tam takiego obłędnie dobrego ziemniora z dodatkami, że chłopie!
Rzeka Wisła – „Zobaczyła Kraków, wnet go pokochała”
Rzeka Wisła to niezaprzeczalny symbol Krakowa. Płynie leniwie przez miasto, dzieli je mostami, czasem sobie podśmierduje i ogólnie strach włożyć do niej rękę, bo jest szansa, że nam odpadnie. To, że Wisła jest taka nie za czysta wie każdy, ale kurde, jest też ważną częścią krakowskiej historii i grzechem byłoby nie spędzić nad nią chociaż chwili. Można spacerować bulwarami, usiąść w którejś z zacumowanych barek na wino lub obiad, wskoczyć do kajaku i popłynąć w siną dal, albo po prostu poleżeć na kocu i podumać. Ja wprost uwielbiam przychodzić nad Wisłę! Leżę i czytam książkę, chadzam ze Starym na romantico randki, spaceruję albo namiętnie gapię się w wodę, która mnie uspokaja. Kiedyś słyszałam jak ktoś marudził, że krakowskie bulwary są o dupę rozbić, bo nie ma plaży i muzyczki na żywo. A ja się zapytuję – na co komu plaża, jak można zrobić sobie szałowy piknik na własnym kocu i do tego z widokiem na Wawel? Po co komu bulwarowa muzyczka na żywo, jak mamy świetne Forum Przestrzenie, które robi u nas całą robotę? Jak masz ochotę pochillować przy muzyce na piasku/leżaku/z winem w ręku/z klimatem – zawędruj tam! Czas nad Wisłą w Krakowie to czas wspaniałości – wpisz do planu zwiedzania!
Park Decjusza w Krakowie – nie taki znowu zwykły park miejski
Park Decjusza to przepiękny park miejski, który został założony w 1535 roku, a spacerów zażywał tutaj sam Zygmunt Stary! Park jest trochę oddalony od ścisłego centrum, ale naprawdę warto się tu pofatygować. Teren zielony zajmuje niecałe 10 hektarów, a oprócz możliwości zdrowotnego tulaskowania drzew (polecam na wszelkie smutki, stresy i boleści) można też obcować z kulturą! Na terenie parku znajduje się bowiem intrygująca galeria prac Bronisława Chromego (autora rzeźby smoka wawelskiego, który pod Wawelem zionie ogniem). Sezonowo działa tu również kawiarnia z bardzo dobrą kawą! Ważnym miejscem jest Willa Decjusza – renesansowy pałac z przeciekawą historią. Jeśli podróżujesz rodzinnie i chciałbyś na chwilę zająć czymś swoje bąbelki, to mam wspaniałą wiadomość! Jest tu fantastyczny plac zabaw, którego infrastruktura nawiązuje do symboli Krakowa. W okolicach Parku Decjusza właściwie można spędzić cały dzień – warto odwiedzić niezwykłe Muzeum Fotografii, usiąść na ciastko w którejś z kawiarni albo zawędrować na Kopiec Piłsudskiego.
Jak dojechać z centrum do Parku Decjusza? Autem bardzo prosto. Trzeba się najpierw przebić przez zakorkowane Aleje, a potem skręcić w kierunku Woli Justowskiej i dalej za znakami do Parku. Na miejscu jest niezbyt duży, bezpłatny parking. Komunikacja miejska jedzie dłuższą chwilę, ale kaman – dla Zygmunta Starego chyba możesz chwilę posiedzieć w autobusie? Linie 152, 192 zabiorą Cię z Dworca Głównego Wschód. Wysiadasz na przystanku Park Decjusza i oto jest – miejsce na super fajny dzień w Krakowie!
Czy Kraków można odkrywać i odkrywać bez końca? No jeżeli miasto, o którym gadano już w 965 roku nie przekona Cię swoimi zakamarkami, historiami, dziejami i poukrywanymi dosłownie wszędzie smaczkami – no to ja nie wiem, co może:) Wpadaj do Krakowa – nie ma takiej opcji, żebyś wyjechał stąd znudzony! Kraków oferuje wszystko to, czego szuka się w podróży. Zaglądnij jeszcze do wpisu polecającego miejsca, gdzie dobrze i tanio zjeść w Krakowie, rezerwuj termin i widzimy się na Dworcu w Krakowie! Będę machać do Ciebie obwarzankiem z solą! Tylko ruchy kluchy, bo ja jestem obwarzankożercą i za długo czekać nie mogę!:)
Spodobał Ci się mój wpis? Będzie mi miło jak go skomentujesz, lub puścisz dalej w świat!
A jeśli masz ochotę:
a) pośmiać się, podyskutować i zainspirować się do podróży – zapraszam Cię jakże pięknie na mój fanpage na FACEBOOKU
b) pooglądać zdjęcia z drogi i sprawdzić, jak nie powinny wyglądać instastories – znajdziesz mnie na INSTAGRAMIE
12 komentarzy
Od dzisiaj (1 lipca 2020) w Krakowie wchodzą w życie zapisy uchwały krajobrazowej. Precyzuje ona zasady umieszczania na terenie miasta m.in. słupów ogłoszeniowych, billboardów i reklam wielkopowierzchniowych oraz grodzenia osiedli mieszkaniowych. BRAWO!!!
Dało się!? Czekam kiedy ZAKOPANE będzie stać na to samo.
😊
O, to czekamy w takiem razie:)
Supwr tekst i pomysl. A polecisz cos w Trojmiescie?
A pisałam o moich pomysłach na Trójmiasto:) Znajdziesz w zakładce Polska <3 Mam nadzieję, że coś Cię zainspiruje:)
Magda, wyczuwam u Ciebie stan z a k o c h a n i a.
Sposób prowadzenia tekstu o tym świadczy.
Cieszę się!!!
….zachód słońca,rano śniadanie na trawie……🥰🥰
Taka ze mnie romatyczka 😀 No ale umówmy się – kto nie lubi zachodów słońca i śniadań na trawie? 😀
Cześć.Kraków wysoce urokliwe miasto.Zwłaszcza stary Kraków.Miejsca,które wskazałaś dla ludzi majacych wolny czas dodatkowo uatrakcyjniają.Nie podoba mi się w tym mieście ekspansja apartamentowców.Bez ładu u składu zajmuja kolejne strefy.Ale to nie o tym ten wpis wiec milknę.Pozdro.
Ekspansja apartamentowców i ogólnie biurowców to jest to faktycznie zmora miasta, która bezlitośnie zabiera nam powietrze i tereny zielone. Nie wiem tylko czy jest jakakolwiek szansa na zatrzymanie tej ekpsansji:(
Jem, kocham, modlę się… żebym nie przytył(też) i przybieram na wadze.
To co niezmienne przez teeee lata, to Kraków pępkiem kraju dla mnie wśród miast.
Od małego jak na własnych nogach już hasałem, jak z babcią i dziadkiem za rączkę Kraków Podgórze odwiedzałem.
Z dworca autobusowego lub kolejowego w Krakowie na ul.Zbłocie do pradziadków dreptałem. Do domu do miejsca, które po latach wspomniał w „Zabłocie-przewodnik” p.Kubisztal.
Do dzisiaj pamiętam zwrot mojej rodziny Krakusów, zaczynający prawie każdą rozmowę „U nas w Krakowie..”
Przez lata spotykałem i rozmawiałem z ludźmi , którzy mieszkali kilkadziesiąt kilometrów od Krakowa, a mówili „U nas w Krakowie…” 🙂
Uśmiechałem się i te moje 60 km. od Krakowa, to prawie Kraków przecież 😉
P.Magdo, z przyjemnością czytam co Pani tutaj pisze. Część z tego to nowość dla mnie.
Tak np. NowaHuta to dla mnie do tej pory tylko ul. Ujastek i dawna siedziba Mostostal Kraków była. Dzielnica po której podobno biegają z maczetami i takie tam skojarzenia.
Murale, które słabo mnie wciągają i Bagry co to mazury przypominają.Ech…mazury!
Pozdrawiam 🙂
Mój Tato też mówił „U nas w Krakowie;D”. Zbijam piątkę w kwestii przybierania na wadze – znam temat 😀 😀 A co do Huty to też ją pamiętam z mroczno -maczetowych opowieści, ale okazała się całkiem wspaniałym miejscem:) Pozdrawiam również bardzo ciepło!
Cudowny wpis <3 , nawet mieszkając tyle lat w Krakowie, dowiedziałam się czegoś nowego z tego wpisu (murale Rejsa!!). Ze swojej puli do Nowej Huty dorzuciłabym jeszcze obowiązkową wizytę w barze mlecznym :).
Murale Rejsa są wspaniałe i polecam przewielce spacer po mieście:) Jest ich od groma 🙂