Budapeszt na weekend – czy to jest pomysł doskonały? A i owszem! To miejsce z powodzeniem może mianować się europejską mekką królów życia! Jeśli jesteście spragnieni hedonistycznych uciech i marzycie, aby miasto wyciągało dla Was atrakcje z kapelusza, równie zaskakująco i często jak magik wyciąga króliki – stolica Węgier jest miejscem właśnie dla Was!
W Budapeszcie możecie swobodnie wybierać, czy chcesz wypić kawę w starej jak świat kawiarni, zatrzymać się na wino w klimatycznej piwnicy, wygrzać kości w wodzie termalnej czy zjeść tłustego placka w ulicznej budce. Wszystko to możecie robić patrząc jednocześnie na wijącą się jak wąż rzekę Dunaj. Albo przechodząc z jednej strony mostu na drugą, nie umiejąc się zdecydować, która jest fajniejsza.
Buda i Peszt – te dwa słówka tworzą miasto, w którym język urzędowy jest bardziej niezrozumiały niż waluta, a tutejszy miks kulturowy przypomina trochę zupę gulaszową – niby różne składniki, niby nic nie pasuje, a w smaku takie dobre! Podobno do Budapesztu trzeba jechać jak jest zielono, jak rozkwitają okoliczne wzgórza, a miejskie wyspy zaczynają żyć.
Pojechałam zatem w marcu, kiedy było szaro, zimno i ponuro. Zwiedzanie Budapesztu bez kolorów, ciepła i w czapce? Bardzo polecam!
Budapeszt na weekend – największe atrakcje stolicy Węgier
Co warto zjeść w Budapeszcie? Langosz bejbe!
Żadna to filozofia kulinarna – mąka, woda, drożdże i tłuszcz. Właściwie to mnóstwo głębokiego tłuszczu. Do tego grubo starty ser i sos śmietanowo- czosnkowy. Tak właśnie prezentuje się Lángosz – najbardziej znany węgierski fastfood.
Dawniej produkowany był w trochę lżejszej wersji i serwowany zazwyczaj na śniadanie. Kalorycznie kojarzy mi się z przepysznie tłustą pizzą fritta z NEAPOLU. W każdym razie tak samo zatyka tętnice. Ale nie zjeść Lángosza będąc w Budapeszcie? Naprawdę? Szukajcie budek i straganów z tłustymi plackami bez zbędnej dietetycznej histerii. Na wyjeździe podobno się nie tyje.
Kawiarnie w Budapeszcie – tutaj kawa, kawusia, kawusieńka smakuje najlepiej!
Budapeszt, podobnie jak Wiedeń i Lwów słynie z niespiesznego delektowania się kawą w całkiem fikuśnych wnętrzach. Budapesztańskie kawiarnie to z jednej strony mosiężne klamki w drzwiach, ciężkie boazerie, późne rokoko i wyszczerbione filiżanki z czasów Franciszka Józefa. Z drugiej – nowoczesne ekspresy ciśnieniowe, kolorowe skarpetki u kelnerów i papierowe kubki z kawą na wynos.
Gdziekolwiek nie wejdziecie na kawę, tam Wam będzie dobrze. Polecam z całego serca kawiarnię Central Cafe 1887 przy Karolyi utca 9. Może nie jest super tanio, ale za to tak klimatycznie, że niemal czujecie, jak dotykacie artystyczno- kawowego absolutu. Dla lubiących ciasne, ale własne miejscówki, warto zajrzeć do My Little Melbourne & Brew Bar na Madách Imre út 3. Wąsko i duszno, ale kawa pyszna i całkiem tania.
Centralna Hala Targowa w Budapeszcie
Do buszowania między pęczkami rzodkiewek, stosami marchewek, a laskami suszonej kiełbasy nie trzeba mnie długo namawiać. Targowiska to moje miejsca i tropię je z taką samą częstotliwością jak posadzki i streetart.
W Budapeszcie Centralna Hala Targowa (Vásárcsarnok) to największe i najstarsze targowisko w mieście. Oficjalne otwarcie nastąpiło w 1897 roku. Kupicie tu wszystko – od produktów spożywczych po elektronikę i ciuchy. Polecam zagłębić się w część gastronomiczną, gdzie czekają ostre jak diabli papryczki, tłuste salami, wysuszone kabanosy i babcie z jajkami od szczęśliwej kury grzebiącej. Lubicie podpatrywać codzienność odwiedzanych miejsc? Tutaj macie jej nieskończoną ilość.
Metro w Budapeszcie – miejsca z kultowego film Kontrolerzy
Chłopak o imieniu Bulcsu, kontolerzy w budapesztańskim metrze i dziwaczne historie z podziemia. Pamiętam, że moich zachwytów nad filmem Nimróda Antala nie było końca. A do tego oglądałam go na tak oldskulowym sprzęcie jak odtwarzacz DVD! Nic więc dziwnego, że zwiedzanie Budapesztu zaczęłam od przejazdu metrem – najstarszym systemem komunikacji kolei podziemnej na naszym kontynencie.
Metro w Budapeszcie zostało otwarte w 1896 roku i jest drugim (zaraz po Londynie) najstarszym działającym metrem w Europie. Jak już przejadło mi się metro, to zaczęłam się zachwycać żółtymi tramwajami. Są najbardziej malowniczym i spójnym elementem miasta, serio!
Gozsdu Budapeszt – co to takiego?
Gozsdu było kiedyś centrum żydowskiej dzielnicy Budapesztu, dziś to przepięknie odrestaurowany odcinek ulic Király utca i Dob utca. Szereg dziedzińców, który ciągną się przez te dwie ulice usiany jest przytulnymi barami, fajnymi restauracjami i artystycznymi sklepikami. Wieczorami tętni tu budapesztańskie życie kulturalno – rozrywkowe.
Od marca do października, w każdą niedzielę działa Gozsdu Bazaar czyli inaczej GOUBA. To taki mix pchlego targu z kramami lokalnych artystów i twórców sztuki wszelakiej. Można tu złowić naprawdę niepowtarzalne rzeczy!
Góra Gellerta w Budapeszcie
Góra Gellerta w Budapeszcie wznosi się 130 metrów nad poziom Dunaju i według miejskich legend, była kiedyś takim budapesztańskim Blair Witch Project. Działy się tu dziwne rzeczy, ginęli ludzie, a czarownice zbierały się na sabaty. Przez wiele wieków góra uznawana była za siedlisko zła oraz ciemnych mocy i nikt się tam właściwie nie zapuszczał.
Dzisiaj po czarownicach ani śladu, a wzniesienie stanowi świetny punkt widokowy na całe miasto. Spacer warto zacząć od strony hotelu i kąpieliska Gellert i kierować się w stronę cytadeli. Jak znajdziecie pod jakimś krzakiem przewodnik po Budapeszcie w języku polskim – to mój!
Szimpla Kert w Budapeszcie – koniecznie!
Koncepcja ruin pubs czyli zrujnowanych pubów jest tak świetna, że to nie mogło się nie udać. W starych i opuszczonych budynkach stworzono popularne miejsce spotkań artystycznej bohemy oraz studentów. Szimpla Kert w Budapeszcie składa się z kilkunastu pomieszczeń, w których entuzjaści porządku i ładu mogą czuć się trochę nieswojo. Każdy mebel z innej bajki, pomazane ściany, dziwne instalacje. Wszystko to jest tak kuriozalne, że aż fascynujące.
W każdą niedzielę Szimpla jest gospodarzem jednego z najlepszych w mieście targów dla rolników – Szimpla Kert Farmer. Mają też weekendowe i bardzo pyszne śniadania bufetowe! Jeśli nie wiecie, gdzie zjeść dobre śniadanie w Budapeszcie to ja polecam bardzo to miejsce!
Lokalne smaki Węgier – ciastko, którego nazwy nie umiem wypowiedzieć
Kominowe ciasto Kürtőskalács smakuje o wiele lepiej, niż brzmi. Ciasto drożdżowe robione na specjalnych wałkach i pieczone nad węglem jest węgierskim przysmakiem już od 1680 roku! Znajdziesz go w budach z ulicznym jedzeniem i na straganach gastronomicznych. Można jeść go na wiele sposobów i każdy zaproponowany jest pyszny. Wersja z cynamonem, z wanilią, z nutellą, z lodami w środku, z lodami na zewnątrz i kokosem!
Najlepsze jest jeszcze ciepłe, prosto z wałka. To jest prawdziwe, budapesztańskie omnomomom! Polecam nie jeść na raz z langoszem, gdyż wypełni Wam to bilans kaloryczny na cały miesiąc do przodu, a przecież trzeba jeszcze zjeść zupę gulaszową!
Spacer po mostach na Dunaju
Dunaj to druga co do wielkości rzeka w Europie. Przecina Budapeszt na dwie części i spina go kilkunastoma mostami, po których koniecznie trzeba się przejść żeby zobaczyć miasto z innej perspektywy. Najsłynniejsze mosty w Budapeszcie to Most Łańcuchowy, Most Wolności, Most Małgorzaty i Most Elżbiety. Najwięcej dzieje się między Mostem Łańcuchowym i Mostem Wolności. Spacer między nimi dostarcza wielu zabytkowo – kulturalnych doznań! I koniecznie, a wręcz obowiązkowo należy zobaczyć wszystkie powyższe nocą. Łańcuchowy jest tak podświetlony, że sztos!
W ciągu dnia budapesztańskie bulwary nad Dunajem są idealnym miejscem na przycupnięcie na ławce i oddanie się własnym myślom oraz obserwacjom. Robiłam to codziennie i mogę śmiało polecić tego allegrowicza!
Wyspa Małgorzaty w Budapeszcie
Podobno Wyspa Małgorzaty jest super w lecie. W miesiącach kiedy działają kąpieliska, kiedy kwitnie ogród różany i jest mnóstwo zieleni. Ba! Czytałam nawet o ogrodzie japońskim z małym stawem i żółwiami. A co może powiedzieć osoba odwiedzająca to miejsce w marcu? Że wierzy na słowo:)
Po kilkudziesięciu minutowym spacerze w lekkiej mżawce zastałam totalną szarówkę, wilgoć i smętne liście błąkające się pod samotnym napisem Budapeszt. A tak w ogóle to wydaje mi się, że projektant pomnika naszej polskiej waginy z Rzeszowa mocno inspirował się pomnikiem w parku na Wyspie św. Małgorzaty, gdyż obydwa są do siebie łudząco podobne.
Tak więc wróćmy zatem do początku i zapytajmy raz jeszcze – Czy Budapeszt na weekend to dobra opcja? No raczej! To miasto jest naprawdę super interesujące i każdy znajdzie w nim coś dla siebie. Mimo, że kompletnie nie rozumiałam ekspedientek w sklepi ani kelnerów w knajpach, dziwna waluta sprawiała, że chodziłam non stop z kalkulatorem, a wiatr z deszczem smagał mi pysia jak Christian Grey pośladki Anastazji pejczem, to bawiłam się tu przednio.
Budapeszt to miasto, któremu mówię stanowcze, zdecydowane TAK! Nawet trzy razy TAK! Jedźcie i sprawdź co w tym tyglu kulturowym piszczy. Spacerujcie, zjedzcie zupę gulaszową, popchnijcie to langoszem, a potem wymoczcie zadek w wodach termalnych. Taki plan na Budapeszt to uberplan!