Home GÓRY Kowalstwo na Podhalu – kiedy w kuźni iskry lecą

Kowalstwo na Podhalu – kiedy w kuźni iskry lecą

by Delko Magda Delkowska

Mówią, że po śmierci w piekle najlepiej czują się kowale, bo za życia nauczyli się opanowywać ogień i ten piekielny nie robi już na nich żadnego wrażenia. Kowalstwo jest brudnym i ciężkim zajęciem. To pył, który nigdy nie opada, hałas, który nigdy nie ustaje i kurz, który nigdy nie chce się zmyć ze skóry. Ale chyba to jest najbardziej pociągające w tym zawodzie. Metal to surowiec, z którego można zrobić niemal wszystko, a dla kowala każdy pomysł do wykucia jest dobry. Nieważna warstwa brudu na rękach czy ilość decybeli w uszach. Ważne, że wychodząca z rozżarzonego paleniska bezkształtna stal, za pomocą ciężkich uderzeń młota potrafi zamienić się w prawdziwe dzieło sztuki.

Dziś w moim cyklu o życiu w górach chciałabym pogadać trochę o kowalstwie, które w tym regionie było niezwykle ważnym i potrzebnym zawodem. Zabiorę Was także do małej kuźni w Zakopanem, w której pracuje Kasia. Jak na razie jedyna kobieta na Podhalu potrafiąca władać młotem i kowadłem.

 

Kowalstwo na Podhalu – krótka historia długiej tradycji

 

Kowalstwo na Podhalu to jedna z najstarszych gałęzi regionalnego rzemiosła i tuż obok stolarki było najbardziej rozwiniętym zawodem w górach. Praktycznie każda wieś na Podhalu miała swojego kowala, czasem nawet kilku. Kiedy zbliżał się początek wiosny, kuźnie otwierały swoje podwoje i zaczynała się praca. Ludzie zbierali się w kuźniach i ustalali co komu i kiedy ma być zrobione. Kowale ostrzyli motyki dla kobiet, które szły na wykopki, robili obręcze na drewniane koła do wozów, wykuwali podkowy dla koni, robili siekiery, pługi, widły i ciupagi.

Na Podhalu żyło się kiedyś bardzo biednie i sporo rzeczy wykonywano tutaj własnoręcznie. Trudny teren, gdzie niczego nie było wymuszał na ludziach samowystarczalność. Wiedza oraz umiejętności rzemieślnicze często przechodziły z pokolenia na pokolenie i nie były podparte żadnymi profesjonalnymi naukami czy kursami. Większość górali uczyła się pracy od swoich dziadków i ojców, a to czego nie wiedzieli, douczali się metodą prób i błędów.

Obecnie na Podhalu działa ok 8- 10 kuźni, a technologia i nowoczesne rozwiązania sprawiają, że zawód kowala w tym regionie powoli zanika. W kuźniach, które nadal wykuwają, powstają w dużej mierze rzeczy z dziedziny kowalstwa artystycznego i użytkowego. Sprzęty rolnicze kupuje się już przecież w sklepach. Ale i tak, to co dawniej wykuł kowal do pracy na roli posiadało metkę niemal dożywotniej gwarancji. Musiało być solidne i mocne, bo miało za zadanie pomóc wykrzesać życie z tej nieurodzajnej i jałowej ziemi.

Kowalstwo na Podhalu

Praca w podhalańskiej kuźni. Jak wygląda życie między młotem, a kowadłem?

Pracownia Maćka i Kasi znajduje się tuż u wylotu Doliny Strążyskiej. Na środku niewielkiego pomieszczenia stoi kowadło. Nie można na nim siadać, bo kowadło to narzędzie, które przynosi kowalowi chleb. Z resztą, jak na nim przysiądziesz to tak jakbyś przysiadł pracę. Maciek kuje od 25 lat. Miał być cieślą, ale zajęcia w zakopiańskiej Budowlance zupełnie nie przypadły mu do gustu. Zdecydował się na zmianę kierunku zawodowego i w wieku 15 lat znalazł się na praktykach u śp. Jacka Biernacika – wybitnego rzemieślnika, o którym mówi się, że był najlepszym kowalem nie tylko na Podhalu, ale i w całej Polsce.

Kowalstwo wciągnęło Maćka bez reszty. Zdobył kilka pierwszych miejsc w ogólnopolskich zawodach kowali i praktycznie nie ma dla niego rzeczy niemożliwych do wykucia. Praca z ogniem go cieszy. Najbardziej oryginalne prace, które wyszły z tego miejsca to ciupaga z dziweru (rodzaj stali) z wtłoczoną do niej starą liną z kolejki na Kasprowy Wierch, a także pierścionek zaręczynowy z diamentem, też wykuty z kawałka kolejkowej liny. Maciek od kilku lat specjalizuje się w robieniu noży. Jest jednym z niewielu kowali w Polsce, który kuje w stali damasceńskiej.

Kasia, żona Maćka w kuźni działa od 5 lat. Ta niepozorna dziewczyna operuje młotem nie gorzej, niż niejeden rosły mężczyzna. Miała być lekarzem, ale mówi, że wyrzucili ją ze studiów za brzydkie pismo. W kuźni zazwyczaj pomaga Maćkowi przy dużych zamówieniach. Wtedy szlifuje i kuje razem z nim od rana do wieczora, czasem nawet po 10- 12 godzin dziennie.

Jednym z większych projektów, które zrobili wspólnie był kilkumetrowy most prowadzący do regionalnej karczmy w Zakopanem. Klienci nieraz przychodzą do ich kuźni z przeróżnymi pomysłami, ale im dziwniejsze, tym lepsze, bo oboje lubią wyzwania. Wykuwali już kubki, talerze i patelnie, a kiedyś zrobili nawet……..stalowe dildo.

Kowalstwo na PodhaluKowalstwo na PodhaluPierwszą rzeczą, którą Kasia sama wykuła ze stali była cukierniczka. Kiedy nie ma dla niej pracy w kuźni, bierze się za stolarkę, bo lubi tworzyć w drewnie, ale jak sama podkreśla – jest stolarzem jednej deski. A gdy wychodzi z kuźni i zrzuca zakurzone ciuchy zajmuje się ziołolecznictwem, mydlarstwem, tkactwem i malarstwem. Jak starczy czasu to i coś ugotuje.

Kowalstwo na Podhalu

Kasia i Maciek są mocno związani z regionem, górami i góralskimi tradycjami. Po tragicznych wydarzeniach w Tatrach w 2019, kiedy w skutek wielkiej burzy na Giewoncie 5 osób poniosło śmierć, a 157 zostało rannych, wykuli w swojej kuźni krzyż i przekazali do Centrum Kultury Rodzimej w Zakopanem.

Również co roku, w okresie świąt Wielkanocnych kultywują przepiękną, starą tradycję kowalską. W Wielki Piątek wszyscy kowale oraz ich pomocnicy wbijają w drzwi wykute wcześniej gwoździe. Co roku wykuwany jest inny kształt oraz wzór na główce gwoździa, aby upamiętnić, w którym roku je zrobiono. Gwoździe wbite w futrynę są znakiem dla wszystkich rzemieślników, że rozpoczyna się okres świąteczny. Po wbiciu gwoździ we framugę, drzwi do kuźni są zamykane i w tym dniu już nie można pracować. Do kuźni wraca się dopiero we wtorek po świętach.

Najbardziej uciążliwy w tej pracy jest pył z koksu. Ale dawniej kowale rozpalali palenisko tylko koksem i taką tradycję chcą kontynuować u siebie w kuźni. A co jest najbardziej satysfakcjonujące w kowalstwie? Proces igrania z ogniem i zmęczenie. A do wszechobecnego kurzu idzie się przyzwyczaić.

Kuźnię Maćka i Kasi można odwiedzić po uprzednim umówieniu się. Czasem organizują też warsztaty i wtedy jest okazja żeby pomachać trochę kowalskim młotkiem:) Więcej informacji znajdziesz pod tym linkiem. Bardzo polecam Wam taką wizytę w kuźni, bo Maciek i Kasia to strasznie fajni ludzie!

W cyklu o życiu w górach poczytacie jeszcze o Hafciarstwie na Podhalu, a także Tradycjach pasterstwa na Podhalu

Kowalstwo na PodhaluSpodobał się Wam mój wpis? Będzie mi miło jeśli go skomentujecie, lub puścicie dalej w świat!
A jeśli macie ochotę:
a) pośmiać się, podyskutować i zainspirować się do podróży – zapraszam Was jakże pięknie na mój fanpage na FACEBOOKU 
b) pooglądać zdjęcia z drogi i zobaczyć zupełnie niepoważne instastories – znajdziecie mnie na  INSTAGRAMIE

Ejże! Te posty też się fajnie czyta!

Wypowiedz się!

Close