Tasmania ma w sobie wszystkie składniki potrzebne do tego, aby organizm człowieka prawidłowo i zdrowo się rozwijał. Jest tu dziko i diabelsko malowniczo. Podróżując po Wyspie Kangura czyli Kangaroo Island mówiłam mojemu towarzyszowi podróży, że oto właśnie znaleźliśmy australijski raj na ziemi, no bo przecież gdzie może być ładniej?
Jestem przekonana, że Tasmania stała wtedy za drzwiami i nas podsłuchiwała. Przywdziała najlepsze ciuchy z szafy i zrobiła nam takie powitanie, że w dniu wyjazdu z Tasmanii miałam łzy w oczach i nie chciałam wracać. Ani na kontynent, ani do Polski, a Kangaroo Island już mi się nie wydawała rajem. Bo Tasmania to raj. Z pełną odpowiedzialnością za swoje słowa uważam, że to najpiękniejsze miejsce w całej Australii.
I gdybym wiedziała wcześniej, że Tasmania jest taka fantastyczna, taka dziewicza i taka nieprawdopodobnie zachwycająca to olałabym wszystko inne i cały australijski pobyt spędziła na tej wyspie. Ale gdyby babcia miała wąsy, to by była dziadkiem, prawda?
Tasmania to Australia z pocztówek. Tydzień na wyspie to mało. Ba! Miesiąc to mało! Nie zobaczyłam wszystkiego co chciałam, nie dotarłam wszędzie, gdzie chciałam. Muszę wrócić i to szybko. Najlepiej już, teraz. Optymalnie byłoby zamieszkać w tym siedlisku dzikich zwierząt, natury i oczopląsowych widoków.
Co warto zobaczyć na Tasmanii i dlaczego koniecznie trzeba ją odwiedzić? Chodźcie poczytać!
Tasmania – 10 najpiękniejszych miejsc, które warto odwiedzić na wyspie!
Bicheno i diabły tasmańskie
Wildlife Park w miejscowości Bicheno na Tasmanii to sanatorium dla diabłów tasmańskich i innych australijskich zwierzątek. Dochodzą tutaj do siebie w głównej mierze po wypadkach samochodowych. Grupa totalnych zapaleńców założyła park, gdzie w otoczeniu lasów, oceanu i laguny zwierzęta uczą się świata od nowa. Niestety, populacja diabłów tasmańskich dramatycznie spada. I duży procent jest wynikiem ludzkich działań.
Diabły tasmańskie oprócz tego, że dziesiątkowane są przez rzadką chorobę, to często giną pod kołami samochodów, albo ulegają poważnym obrażeniom z powodu potrąceń. I tutaj na pomoc przybywają pracownicy parku w Bicheno. Kontrolują ich rozwój, prowadzą obserwację i leczą. Część z diabłów czasem wraca do swojego naturalnego środowiska, a część zostaje w parku na zawsze, gdyż już nie dadzą sobie rady same na wolności. Ale mają tu naprawdę dobrze. Ich opiekun jest w nich tak zakochany, że słowo daję – traktuje je jak własne dzieci.
Oprócz diabłów tasmańskich w Bicheno mieszka kolczatka Einstein, która sącząc koktajl ze świerszczy i karaluchów czeka, aż odrosną jej wszystkie igły. Jej brat z kolei oczekuje na całkowitą regenerację pyszczka, którego pogryzł mu pies. Są też rozbestwione do granic możliwości kangury, które uratowano z wypadków.
Ten park to totalnie fantastyczne miejsce! Odwiedźcie go koniecznie i tym samym wspomóżcie walkę z ratowaniem dzikich zwierząt – tylko tyle i aż tyle możemy zrobić dla tych zwierzaków!
Park Narodowy Narawntapu na Tasmanii
Gdyby nie to, że pogoda pokrzyżowała mi plany związane z Cradle Mountains to pewnie nigdy bym tu nie trafiła. Jednak wszyscy wiemy, że nic nie dzieje się bez przyczyny. Najpiękniejsze góry na Tasmanii tego dnia spowite były ciężką mgłą i deszczem. Smutek zalał mą duszę, a pulchne policzki to nie od deszczu mokre były, lecz od łez. Jakżem sobie zwizualizowała, że nie zobaczę jeziora St. Clair, to wpadłam w czarną rozpacz. Wtem, mój towarzysz drogi zakrzyknął – weź wyciągnij mapę! Gdzieś tutaj musi być jakaś inna miejscówka godna naszej uwagi!
I tak właśnie trafiliśmy do Parku Narodowego Narawntapu. W tym miejscu, na samym środeczku północnego krańca Tasmanii z powodzeniem można sobie nucić ” jaki tu spokój na na na na, nic się nie dzieje na na na na”. Byliśmy tylko my, dzikie ptaki i jeszcze dziksze zwierzęta. Oraz śmiertelnie jadowity wąż w krzakach.
Potem musieliśmy wdrapywać się na wydmy i łazić po australijskim buszu, żeby w końcu dotrzeć do szerokiej i pustej plaży. Wiatr rysował na piasku ślady, ptaki darły się w niebogłosy, a mnie jakby troszku mniej było smutno.
Jeśli kręcą Was zagadnienia endemicznej fauny i flory, to tutaj wprost oszalejecie! Jeśli chcecie trafić na prawdziwe, tasmańskie zadupie – proszę bardzo – oto jest!
Winnice na Tasmanii – spróbujcie doskonałych win z Tasmanii!
Wino na Tasmanii ma całkiem klawe życie. Rosną sobie takie winogronka w nieskazitelnie czystym powietrzu, podlewane są jeszcze bardziej czystą wodą i niemal codziennie karmione są słońcem. Wszystko w smaku tasmańskich win ma znaczenie. To, że w lasach eukaliptusowych mieszkają papugi i pająki. To, że czerwona gleba jest bogata w żelazo, a winnice położone są na łagodnych zboczach.
Kiedy bierzecie łyk schłodzonego białego wina, lub kiedy bąbelki z musującego trunku robią Wam nieporządek w głowie – wszystkie te puzzle układają się na Waszym języku w jedną całość. Tasmania oferuje doskonałe w smaku Chardonnay, Pinot Noir i słynne wina musujące.
Winnice na Tasmanii rozsiane są po wyspie tak gęsto, że w głowie już układacie sobie tekst na pierwsze spotkanie AA. Najlepsze wina produkuje się w północnej części wyspy, w obrębie Pipers River. Tutaj to w ogóle znajdziecie najpiękniejsze winnice na Tasmanii – Pipers Brook Vineyard i Jansz Tasmania. We wszystkich możecie się zatrzymać, pospacerować po okolicy, a potem spróbować, powąchać i kupić lokalne wina. Cudowną winnicą jest również Devil’s Corner – Jaki ona ma epicki widok na okolicę! Jadąc na Tasmanię przygotujcie się na testowanie i solidne zakupy!
Wineglass Bay i Freycinet National Park na Tasmanii
Na Wschodnie Wybrzeże Tasmanii wszyscy jadą po zapierające dech w piersiach krajobrazy z Wineglass Bay. Ta niepozorna zatoka w kształcie kieliszka wina to jedno z tych miejsc na świecie, które rozwalą Wasz mózg na mikroskopijne kawałeczki. Wineglass Bay leży w obrębie Freycinet National Park, który uważany jest za jeden z najpiękniejszy parków narodowych na Tasmanii.
Aby zobaczyć te wszystkie cuda natury należy odbyć średnio forsowny spacer do Wineglass Bay Lookout. Znaczy mówią, że średnio forsowny. Ja się zmachałam jak rasowa buła. Ok, przyznaję! Być może był to efekt wytrąbienia całej flaszu wina na kolację dzień wcześniej. Ale przecież jak się idzie podziwiać zatokę w kształcie kieliszka wina, to chyba wypadałoby coś o niej wiedzieć, prawda? Po 45 minutach pełznięcia i sapania, moim oczom ukazały się turkusy, zielenie i białość Półwyspu Freycinet. Gaddemyt jakie to dobre było! Co z tego, że Wineglass Bay jest mainstreamowe? Ważne, że zrobi nam dzień!
Coles Bay i raz jeszcze Freycinet National Park na Tasmanii
Coles Bay to mała mieścina będąca bramą do Freycinet National Park na Tasmanii. Warto, a nawet trzeba zatrzymać się tutaj na nocleg, coby przespać się na klimatycznym campingu, na którym będziecie czekać w kolejce do toalety z diabłem tasmańskim. Potem możecie pogadać z sąsiadami z namiotu obok, ugotować razem jakiś obleśny makaron i wymienić się wskazówkami co jeszcze warto zobaczyć na Tasmanii.
Możecie też przycupnąć na totalnie magiczny zachód słońca. Przybiera on takie bajkowe i intensywne kolory, że niemal czuć, jak z niebios stępuje Stachursky i częstuje nas tym, co zapodawał sobie przy nagrywaniu Doskozzzy. Możecie też spróbować poznać całe 360 osób, które zamieszkuje Coles Bay. Jeśli to Was nie przekona, to obczajcie, że Coles Bay jako jedno z pierwszych miejsc na świecie dało bana na plastikowe reklamówki.
Myślę, że bardzo się Wam tu spodoba. To taka mała kropka na krańcach mapy Tasmanii, do której od razu poczujecie miętę – zaufajcie mi.
Hobart – stolica Tasmanii z obłędnym fish and chips!
Hobart – stolica Tasmanii to miasteczko, do którego najprawdopodobniej przylecicie samolotem. Albo wylecicie na kontynent. Albo po prostu przyjedziecie z wizytacją w trakcie objazdu wyspy. Miasto nie ma za dużo argumentów, aby przekonać Was na dłuższy, niż jeden dzień postój. Na krótką chwilę na pewno asem w rękawie jest jedzenie i portowy klimat.
W Hobart zjecie najpyszniejsze fish and chips na Tasmanii! Jest taki lokal co się zowie Fish Frenzy i tam karmią doskonale! Oprócz wielkich porcji ryby z frytkami serwują tutaj również mniamniuśne piwo imbirowe. Wszystko to z widokiem na port Hobart. Lubię wielce takie portowe powidoki i to był ten argument, który nakazał mi zostać na jeden dzień w Hobart. Ale tylko na jeden, bo kolejnego dnia czekał już na mnie…
Widok z Mount Wellington – główna atrakcja turystyczna Hobart
Mount Welllington wznosi się nad stolicą Tasmanii i oferuje takie widoki na okolicę, że czapki lecą z głów! Dosłownie, bo na szczycie pizga złem i wiatrem tak bardzo, że momentami ciężko jest oddychać.
Wprawdzie Mount Wellington liczy sobie tylko 1270 m n.p.m, ale zmienne warunki pogodowe z sukcesem dorównują wyższym pagórkom! Jako pierwsi górę odkryli Aborygeni z ziem Van Diemen i nazwali ją Unghanyahletta. Wysokie klify, pola głazowe, bagna i wąwozy zapewniają idealne wręcz warunki do rozwoju unikatowej fauny i flory.
Na tej niepozornej góreczce odnotowano przeszło 400 gatunków dziwnych roślin, 62 gatunki ptaków i prawie tyle samo wszelkich pełzających węży oraz jaszczurek. Mount Wellington jest główną atrakcją turystyczną Hobart. Można na nią wyjechać samochodem, rowerem, przywlec się z buta, a nawet przycwałować na koniu! Spektakularne widoki na miasto, rzekę, ląd i morze – bierzcie to wszystko w ciemno! Zwiedzanie Tasmanii bez Mount Wellington będzie niekompletne!
Plaże Tasmanii – koniecznie Bays of Fires
Plaże na Bays of Fires na Tasmanii to są proszę ja Was osom! Ten 50-cio kilometrowy odcinek Wschodniego Wybrzeża Tasmanii został uznany przez Lonley Planet za jedno z najpiękniejszych miejsc w Australii. Takie must see na Tasmanii.
Początkowo nie planowaliśmy jechać tam w ogóle. Jednak podczas kolektywnego pichcenia w campingowej kuchni, nasza australijska sąsiadka z campera obok powiedziała, ażebyśmy nie byli fajami, tylko jechali na Bays of Fires, bo warto. No i miała absolutną rację! Piasek przypomina śnieżnobiałe kryształki cukru, a woda w oceanie jest tak czysta, że aż zielona!
Muszle wielkości ręki leżą tonami na plaży, a skały na brzegu przybierają pomarańczowe odcienie. Co najważniejsze – mimo rekomendacji Lonely Planet jest tu zaskakująco mało ludzi. Spacerowaliśmy po plaży, a wokół nas nie było żywego ducha!
Tasmania w dalszym ciągu jest dzikim miejscem na mapie świata, gdzie natura stoi przed człowiekiem, nigdy na odwrót. Po drodze wstąpcie koniecznie na fish and chips do miejscowości St.Helen. Szukajcie niebieskiej łajby w porcie, wokół której gromadzą się miejscowi. Tam zjecie cudownie tłustą rybę z równie tłustymi frytkami i świeże kalmary!
Wyspa Maria Island – cała Tasmania w pigułce
Na najbardziej dziką wysepkę Tasmanii można dostać się promem z miasteczka Triabunna. 30 minut podróży przenosi Was w totalnie inny świat! Na tej wyspie rządzi natura, człowiek nie jest tu istotny. Nie ma żadnego sklepu, nie ma samochodów, restauracji – no kurde nic! Opuszczone miasto – widmo Darlington służy teraz jako miejsce zakwaterowania dla chcących spędzić na wyspie noc.
Maria Island to miejsce, gdzie podobno żyje więcej wombatów, niż rośnie drzew. Pytacie ile ich widziałam? Ani jednego. Widziałam za to kangury i małe wallabies kukające zaciekawione zza krzaków. Jeśli nie zostajecie na noc, to możecie wybrać opcję zwiedzania wyspy w czasie 3 lub 5 godzin. Możecie wypłynąć pierwszym promem ok 8.00 i wrócić ostatnim o godzinie 17.00. Koszt biletu tam i z powrotem to 45 AUD. Na wyspie jest opcja wypożyczenia roweru lub opcja długiego spacer wśród drzew eukaliptusowych.
Jest jeszcze druga strona Maria Island. Ta mniej turystyczna i ładna. Bo wyspa to to nie tylko dziewicza przyroda i malownicze widoki. To także bardzo smutna historia człowieczeństwa. A właściwie jego braku. Kiedyś na wyspie żyli Aborygeni Puthikwilayti. Australijscy nomadzi zajmowali ten skrawek ziemi już 40 tysięcy lat temu (!!!!). Żyli w zgodzie z naturą, niezniszczalni i odporni na żywioły. Nie przewidzieli jednak największego żywiołu – białego człowieka. Ten przybył na Tasmanię i okoliczne wyspy znikąd. A potem wyrżnął wszystkich Aborygenów w pień. Jak już skończył na Maria Island, to wyruszył wyżynać w głąb lądu. I tym właśnie sposobem z Tasmanii zniknęli wszyscy rdzenni mieszkańcy.
Port Arthur na Tasmanii – czy warto zobaczyć? Oto jest pytanie
Co trzeba wiedzieć przed wyjazdem do Australii? Że to nie do końca takie nieskalane żadnymi problemami i grzechami miejsce. Australia to również dużo brudu za uszami i kłaczków z pępka. Jednym z nich jest właśnie Port Artur na Tasmanii. Czym jest, a właściwie czym był Port Arthur? Otóż był to ciężki obóz więzienny, który stanowił największą kolonią karną w Australii. Przebywało tutaj ponad 1100 więźniów. Do Port Arthur zsyłano największych łotrów, a także chorych psychicznie ludzi. Stosowano wobec nich tak surowe kary, że wielu więźniów nie wytrzymywało tego ani psychicznie, ani fizycznie. Położenie więzienia uniemożliwiało jakąkolwiek ucieczkę.
Znajdująca się na terenie Port Arthur Wyspa Umarłych jest przygnębiającym świadkiem tych ciemnych dziejów Tasmanii. Zwiedzanie dawnej kolonii karnej to dość kosztowna wycieczka – bilet wstępu kosztuje 40 AUD od osoby. Jeśli nie chcecie zanurzać się w mroki tasmańskiej historii, mocno przemyślcie ten wydatek.
Niedaleko Port Arthur znajduje się fenomenalne miejsce – Eaglehawk Neck. Zatrzymajcie się tutaj na chwilę, bo to arcymagiczny punkt widokowy!
Wyspa skrywa trochę wstydów i tajemnic australijskich. Brutalne mordy Aborygenów i łamanie ludzkich dusz w Port Arthur to tylko kilka z nich. Historii jednak nie cofniemy, ale możemy się uczyć na jej błędach. A jak jeszcze możemy to robić w tak oszałamiającym miejscu jak Tasmania – jestem w pełni gotowa podjąć się tego zadania!
Tasmania – informacje praktyczne i porady prosto od serca!
Jak dostać się na Tasmanię?
Na Tasmanię możecie dostać się drogą powietrzną lub morską. Z głównego kontynentu Australii można przylecieć samolotem do Hobart lub Launceston. Australijskie tanie linie lotnicze latają na Tasmanię praktycznie z każdego większego miasta w Australii. Warto polować na promocje w Jetstar, Qantas czy Virgin Airlines. Polecam śledzić stronę Jetstar w piątki, bo dość często rzucają pulę tanich biletów. Ja leciałam z Sydney do Hobart, a następnie wylatywałam z Launceston do Melbourne. Polecam taką opcję, bo nie jest się uwiązanym „lotniskowo”, a samochód można wypożyczyć na jednym lotnisku, a na drugim bez problemu oddać.
Droga morska to 10-godzinny rejs z miasta Melbourne do Devonport promem Spirit of Tasmania. W moim przypadku, w konkretnej dacie, ceny za prom były dużo droższe, niż opcja podróży samolotem. Zachęcam jednak do polowania na promocję, bo często są special fares na tej trasie. I zdecydowanie polujcie na nocny rejs, bo przez 10 godzin na promie można szczeznąć. Na Tasmanię nie można wwozić plastrów miodu i wszelkich organicznych sadzonek, więc nie wybierajcie się tam z ukochaną paprotką, bo możecie zostać rozdzieleni:)
Jak zwiedzać Tasmanię?
Gorąco polecam samochód. Swoboda i możliwość wjeżdżania we wszystkie możliwe zadupia zdecydowanie przemawia za tym środkiem transportu. Wynajęliśmy samochód z Europecar, gdyż posiadam pracowniczą zniżkę. O ile wynajem wyszedł na kilka dni całkiem fajnie, tak z braku wiedzy o ubezpieczeniach, wykupiliśmy najdroższy pakiet i całość kosztów już taka super tania nie była. Nie namawiam jednak do rezygnacji z ubezpieczenia, bo zazwyczaj tak w życiu jest, że jak go nie ma, to dzieją się rzeczy dziwne. Dopytajcie przed wypożyczeniem, co jest naprawdę koniecznie, albowiem my jednak troszku daliśmy się oskubać.
Benzyna w Australii jest tańsza, niż w Polsce, także tankujcie bak do pełna i zwiedzajcie! Dla niezmotoryzowanych też jest nadzieja! Na Tasmanii dość dobrze działa system autobusów blisko i dalekobieżnych. Informacje o aktualnych rozkładach jazdy i cenach za przejazd znajdziesz na tej stronie- Transport Tasmania
Jeśli podróżujecie samochodem, to warto nabyć przepustkę, która uprawnia do wjazdu na teren wszystkich parków narodowych, a trzeba Wam wiedzieć, że Tasmania to jeden wielki park narodowy. Dlatego nie rozmieniajcie się na drobne i kupcie od razu Holiday Pass. Obejmuje on wstęp do wszystkich parków narodowych Tasmanii na okres do dwóch miesięcy, a także zapewnia bezpłatne korzystanie z autobusu wahadłowego Cradle Mountain <chlip>.
Koszt takiej przepustki to 60 AUD za samochód i naprawdę się opłaca! Bilet zamówicie na stronie Parks and Wildlife Service Tasmania .Wydrukowany bilet należy włożyć za szybę samochodu lub okazywać przy kupnie biletów (np: na prom na Maria Island).
Gdzie spać na Tasmanii?
Odpowiedź jest tylko jedna – na campingach! I nie dlatego, że to najtańsza opcja noclegowa ale również dlatego, że campingowanie w Australii to super przygoda!
Cena za miejsce postojowe dla samochodu i namiotu to wydatek między 30-40 AUD za osobę. Na niektórych campingach dostępne jest wifi, a na wszystkich kuchnia, łazienka z prysznicami (i ciepłą wodą!), pralnia i miejsce do grillowania (bo grillowanie to narodowy sport Australijczyków). Jeśli nie macie swojego namiotu, to można wynająć małe domki na takich campingach. Albo pomyśleć o wynajmie campera.
Jeśli nie chcecie spać w ogóle na campingach, to musicie się liczyć ze sporo większym wydatkiem na hotele lub pensjonaty. W Hobart spaliśmy w okropnym hostelu, który kosztował nas jakieś niebotyczne pieniądze.
Na Tasmanii teoretycznie jest zakaz spania na dziko. Nam się trafił jeden dziki nocleg w samochodzie i na szczęście bez konsekwencji. Z tego co się dowiedziałam, podczas dokonywania ablucji w przydrożnym kiblu, kary za campingowanie na dziko są dość wysokie. Przepisy jasno mówią, że nie można, ale w praktyce nie mam pojęcia, czy ktoś to w ogóle sprawdza. Ja grzecznie campingowałam:)
Jedźcie na Tasmanię koniecznie. To taki mały cud świata, a przecież każdy z nas chce być świadkiem cudu, prawda?
15 komentarzy
Kurcze, po zdjęciach jakoś nie czuję tego zachwytu. Ale może jak zgłębię bardziej Tasmanie to nabiorę ochoty. Odstraszają też loty szczerze mówiąc (200AUD za osobę)
A tak się starałam, żeby ładne zrobić😀😀😀😀Loty są faktycznie drogie, ale można trafić na promkę. Mnie Tasmania wielce zachwyciła i mam nadzieję, że kiedyś zbijemy piątkę w tej materii:)
Magdula, wiesz, Australia to nie moja bajka ale jak czytam Twoją opowieść o Tasmanii to chciałabym wciągnąć w płuca to czyste powietrze, duszkiem wypić krystalicznie czystą wodę i potarmosić za uszka diabła taskańskiego. Gdybyś nie napisała o wężu czającym się w krzakach to mogłabym dziś, już kupować bilety lotnicze!
Ech, Ty cykorze mój:***
A myślałam, że nie ma raju na ziemi! 😀 Rewelacja i nasze marzenie – zupełnie coś innego od naszej (równie egzotycznej) Islandii. Ściskamy 🙂
No u Was też całkiem pięknie jest ;D 😀
No i powiem Ci że mimo mojego zamiłowania do podróżowania jakoś Australia na liście się nie znalazła. Ale czytając o Twojej Tasmanii tam chętnie się udam:)
Bardzo się cieszę 🙂
Cudo!!!! Byłam w Australii i wierze Ci na słowo, można się zakochać!!! Zupełnie inny klimat, inne powietrze, człowiek wstaje jakiś taki wypoczęty, pełen energii (a ja tu chętnie bym wróciła spać, bo ledwo oczy przy śniadaniu otwieram). Muszę przyznać jedno, że plaże w Australii są po prostu bajeczne <3 No ale to trzeba kochać naturę by móc cieszyć się z takich widoków i kontaktu z nią, nie każdy potrafi i zanudziłby się tam.
To prawda, natura chyba nigdzie nie jest tak bezkresna, jak w Australii <3 Na pewno tam wrócę! 🙂
My jednak jesteśmy mniej entuzjastycznie nastawieni 😉 było sporo momentów pełnych wielkiego piękna, ale były i takie pełne bezbrzeżnej nudy (lake st clair zaliczam do tych drugich). Zostały jeszcze dwa dni, może przeważa szalę!
Ps: nie znalazłam informacji że spanie w aucie jest nielegalne tutaj – tzn. oczywiście jest tam, gdzie jest zakaz, ale poza tym? 6 z 8 nocy spaliśmy na dziko i żyjemy 🙂
O nie, to ja naprawdę byłam w jakiejś równoległej rzeczywistości- nie widziałam wombatów ,a zapytane ludki odradzały spanie na dziko. Albo jesteśmy frajerami, albo musimy wrócić 😀 St Clair jednak ni???
No zwykle jezioro, panie. Trochę górek dookoła, ale mój radar epickości nie wyczuł żadnych fal. A wombatow nie wiem czemu nie spotkaliście, następnym razem 🙁
Ps: a mandaty może dopiero zaczna do nas spływać poczta 😉
Ach, Australia! Od dawna marzy mi się podróż kamperem przez ten kontynent! Po lekturze wpisu na pewno więcej uwagi poświęcę Tasmanii – sanatorium dla diabłów tasmańskich podbiło moje serce! 🙂 Pozdrawiam!
Mnie się bardzo podobało i następny wyjazd do Australii będzie poświęcony w głównej mierze Tasmanii 😀