Home MAŁOPOLSKA Małopolska – atrakcje i miejsca, o których prawdopodobnie nie mieliście pojęcia

Małopolska – atrakcje i miejsca, o których prawdopodobnie nie mieliście pojęcia

by Delko Magda Delkowska

Małopolska to nukleotydy budujące moje podróżnicze DNA. Wszystko co ma znaczek Made in Małopolska jest dla mnie gwarancją najlepszych przygód i najpiękniejszych wrażeń. Górskie wędrówki pełne szarlotek i zachwycających widoków, barwny folklor, w którym wyrastałam, a który zawsze ściska mnie w środeczku, ludzie, którzy mnie inspirują, miasta, w których można bez końca się zapodziewać i smaki zostawiające swój ślad na języku jeszcze na długo po tym, jak się je skosztuje.

Małopolska to mój dom. Tu się urodziłam, tu mi dobrze i tu czuję święty, anielski spokój. I mogę sobie łazęgować po świecie oraz przygodować do upadłego, a i tak jak widzę tablicę z nazwą swojej rodzinnej miejscowości (Kościelisko Pany!), a mama stawia mi przed nosem talerz pierogów ze skwarkami, to po jednej nutce wiem, że nie zamieniłabym tego uczucia na żadne inne skarby wszechświata. Małopolska to iskra rozpalająca całe moje obłe jestestwo!

Bardzo lubię odkrywać ten mój region kawałek po kawałku. Kocham sprawdzać, co jest tuż za rogiem, a co trochę dalej za płotem. Zamykać oczy i na chybił trafił wbijać na mapie pinezkę tam, gdzie potencjalnie może być coś fikuśnego. Małopolska jeszcze ani razu mnie nie zawiodła w tych poszukiwaniach, dlatego dzisiaj zabieram Was w podróż po nieoczywistych miejscach i atrakcjach Małopolski.

 

Małopolska – miejsca i atrakcje poza utartymi szlakami

 

Muzeum Pszczelarstwa i Skansen Pszczelarski w Stróżach – totalne zauroczenie!

W sercu Małopolski, u stóp Beskidu Sądeckiego leży niewielka miejscowości Stróże, gdzie znajduje się totalnie wyjątkowe miejsce. Mam podejrzenie graniczące z pewnością, że właśnie tutaj zrodzi się w Was przeogromna ciekawość do poznania tradycji i kultury pszczelarstwa. Mój towarzysz życia po wizycie zapragnął zrobić sobie tatuaż z pszczołą, albowiem uczuł silną więź z tymi owadami, także uważajcie! Pszczele życie bardzo wciąga!

Muzeum Pszczelarstwa jest częścią Gospodarstwa Pasiecznego „Sądecki Bartnik”. Zwiedzanie odbywa się tylko z przewodnikiem i w konkretnych godzinach. Ale ludzie, jakie to jest świetne zwiedzanie! Z taką uwagą chłonęliśmy od przewodniczki historie i ciekawostki o pszczołach, że jak ktoś nas obserwował z boku, mógł pomyśleć, iż właśnie uczymy się jak rozszczepić atom, a nie produkować miód. Każdy w grupie zwiedzających patrzył, słuchał w skupieniu i co rusz powtarzał: o, wow, ale sztos! Nikt ani razu nie poczuł znużenia, wszyscy chcieliśmy wiedzieć więcej i więcej! No nie ma lepszego miejsca na podglądanie życia pszczół od podszewki, nie ma!

Po zwiedzaniu możecie wpaść na obiad do znajdującej się na terenie Gospodarstwa Pasiecznego restauracji „Bartna Chata”. Karmią w niej po prostu fenomenalnie! Placki ziemniaczane ze śmietaną do dziś mam w mym ziemniaczanym serduszku na bardzo wysokiej pozycji! Polecam również lokalną lemoniadę z miodem, która koniecznie musi znaleźć się na Waszej liście małopolskich smaczków.

Miasteczko Galicyjskie w Nowym Sączu – przeuroczy powrót do przeszłości

Jeśli marzy się Wam podróż do przeszłości, to Małopolska pomoże Wam to marzenie spełnić! W Nowym Sączu można się słuchajcie cofnąć do XIX-wiecznej Galicji! Miasteczko Galicyjskie to część Muzeum Ziemi Sądeckiej i stanowi wierną rekonstrukcję fragmentu zabudowy małomiasteczkowej. Zobaczycie tutaj jak dawniej wyglądał sklep kolonialny, salon fryzjerski, apteka, dość upiorny gabinet dentystyczny czy atelier fotograficzne. No absolutnie przeurocze to miasteczko! Trochę mi przypominało Łódzki Park Kultury Miejskiej, ale w Nowym Sączu ta specyficzna atmosfera i galicyjski sznyt bardziej do mnie przemówiły.

Małopolska co warto zobaczyć

Tuż obok znajduje Sądecki Park Etnograficzny, będący największym muzeum skansenowskim w Małopolsce. Odwiedzając Miasteczko Galicyjskie możecie zrobić zwiedzanie łączone i cyk – tradycję oraz kulturę ludową tutejszych grup etnicznych (Lachów, Pogórzan, Górali Sądeckich i Łemków) macie od razu w jednym palcu! Nawet bym się nie zastanawiała na Waszym miejscu, tylko w te pędy ruszyła na zwiedzanie! A jak już skończcie etnowędrówkę, to wpadajcie do centrum Nowego Sącza. Po co? Już mówię!

Murale w Nowym Sączu – pomysł na alternatywne zwiedzanie miasta

Moja relacja z Nowym Sączem miałaby na Facebooku status 'to skomplikowane’. Nie potrafię włożyć tego miasta do żadnej mi znanej szufladki podróżniczej. To tylko świadczy o tym, że obowiązkowo trzeba jechać i samemu się przekonać, co w nowosądeckich kątach piszczy. Na uwagę zasługują ruiny zamku, całkiem sympatyczny rynek i budynek dworca kolejowego, ale ja Was zapraszam na zwiedzanie Nowego Sącza szlakiem murali, które są intrygującą częścią miejskiego krajobrazu.

W Nowym Sączu muralowy świat ma się całkiem dobrze. Prężnie działa tu artysta Mgr. Mors, którego prace rozsiane są po całym mieście. Jego najsłynniejsze dzieło to cykl murali krótkotrwałych, powstających pod wiaduktem przy ul. Węgierskiej. Artysta tworzył tam słynny serial na Węgierskiej. Wpiszcie hasztag #serialnawegierskiej na Instagramie i zobaczcie, jakie świetne prace powstały na przestrzeni kilku lat! Niestety z uwagi na rozbiórkę wiaduktu, serial chwilowo jest zawieszony, ale, ale! Wieść nowosądecka niesie, że trwają jakieś tajemnicze ruchy artysty w tym temacie, zatem może projekt wróci?

Ślady bytności Mgr. Morsa możecie też znaleźć w niewielkim przesmyku ulicy Wąskiej, gdzie co rusz powstają nowe obrazy ubarwiające nieco zaniedbaną przestrzeń. Ta niecodzienna galeria sztuki zmienia się co jakiś czas, więc super zaglądać regularnie, żeby zobaczyć, co nowego powstało.

Murale w Nowym Sączu dla fanów sztuki ulicznej będą prawdziwym sztosem, bo oprócz Mgr. Morsa są prace takich artystów jak słynny Mikołaj Rejs i Raspazjan. Nie znacie? To właśnie nadszedł czas żeby poznać! Stare góralskie przysłowie mówi, że kto raz murale zacznie tropić, ten będzie robił to już całe życie!

Niepołomice – co oprócz żubra w Puszczy? Gramofony i obserwacje nieba!

Kiedy myślimy Niepołomice, to chóralnie co mówimy? Puszcza Niepołomicka i żubry! Nazywana zielonym sercem Małopolski stanowi jeden z największych kompleksów leśnych w regionie. Łobuzowali tutaj prawie wszyscy polscy królowie, którzy wielce byli rozmiłowani w polowaniach na dzikie zwierzęta i nieśpiesznych przejażdżkach po okolicy, bo przecież wiadomo, że za dużo do roboty to oni nie mieli.

Ale dobrze, Puszczę Niepołomicką znamy prawie wszyscy, a czy ktoś z Was wpadł kiedyś na dłuższą wizytę do Niepołomic, miasta które przycupnęło sobie na skraju owej Puszczy? Jeśli nie, to zapraszam! Czy warto? A jakże! Odwiedzicie tutaj jedyne w Polsce Muzeum Fonografii, które ma w swojej kolekcji ponad 150 eksponatów gramofonów, fonografów i odbiorników radiowych. Do tego w gratisie masa ciekawostek z nimi związanych!

Muzeum Fonografii w Niepołomicach jest po prostu przesuper! Utuli każdego, kto kocha dźwięki, muzykę i kto czuje ten charakterystyczny dreszczyk emocji biegnący wzdłuż kręgosłupa, kiedy igła dotyka pierwszego rowka płyty gramofonowej i wprawia ją w drgania. Działa tutaj również sala odsłuchowa, gdzie znajduje się ponad 2 tysiące płyt winylowych. Można sobie usiąść na siedzisku, puścić muzykę i leżakować. Brzmi jak dobry plan na wypad? Mnie przekonuje.

A jak już posłuchacie muzyki i pomyślicie, że już nic ciekawego nie znajdziecie w mieście, to uwaga – niespodzianka! W Niepołomicach można odbyć gwiezdną podróż! Młodzieżowe Obserwatorium Astronomiczne to placówka, w której nie tylko dowiecie się o obrotach sfer niebieskich, zobaczycie seanse w planetarium, przy użyciu historycznego projektora gwiazd, ale również weźmiecie udział w wieczornym pokazie nieba! Cytując klasyka – how cool is that? Aktualna lista wydarzeń w Obserwatorium jest dostępna na stronie internetowej obiektu. Sprawdzajcie na bieżąco i umawiajcie się na podróż do gwiazd!

Beskidzkie Centrum Zabawki Drewnianej w Stryszawie – (nie) raz na ludowo!

O Boże szumiący, jak mnie tutaj odjechał peron to sobie nawet nie wyobrażacie! Beskidzkie Centrum Zabawki Drewnianej to nie takie zwykłe muzeum; to unikatowe miejsce poświęcone promowaniu tradycyjnych drewnianych zabawek,  charakterystycznych dla regionu Beskidów. A trzeba Wam wiedzieć, że tradycje żywiecko-suskiego ośrodka zabawkarskiego są cały czas żywe. Tradycja tworzenia drewnianych zabawek sięga tu wielu pokoleń. Mieszkańcy regionu od dawna zajmowali się ręcznym wyrabianiem prostych, ale niepowtarzalnych zabawek, które były popularne nie tylko wśród dzieci, ale również cenione przez miłośników folkloru. Beskidzkie Centrum Zabawki Drewnianej powstało z potrzeby zachowania tych unikalnych tradycji rzemieślniczych oraz edukowania o nich.

Beskidzkie Centrum Zabawki Drewnianej w Stryszawie to zachwycające wystawy stałe i czasowe, zajęcia zabawkarskie, Park Drewnianej Zabawki Ludowej i Dom Zabawkarza, w którym znajduje się rekonstrukcja warsztatu pracy zabawkarza. Uwaga! Jest też sklepik z pamiątkami, w którym dostaniecie podziczenia, i z którego trzeba Was będzie wyciągać siłą (pusty portfel, a pełna siatka drewnianych zabawek są mi świadkami, że to się dzieje!) Wniosek? Jeśli kochacie sztukę ludową, to Stryszawa najlepszym miejscem do pielęgnacji tego uczucia jest!

Oświęcim – zaskakująco ciekawe miasto

Oświęcim w kwestii turystyki miejskiej ma trochę pod górkę. Rozwijający się w cieniu bolesnego dziedzictwa rzadko, jeśli nie wcale bywa oczywistym wyborem przy ustalaniu pomysłu na niebanalną wycieczkę. Nikt nie jeździ do Oświęcimia dla relaksu, bo skojarzenia są nader oczywiste. A wielka to szkoda, bo Oświęcim jest bardzo kształtnym i lekkim miastem, w którym można znaleźć sporo atrakcji. Spróbujecie go sobie odczarować? Ja polecam Wam zachwycające murale, przepiękne przedwojenne kafle i pyszną kawę, ale zacznijmy od początku!

Bo początki miasta sięgają aż 800 lat wstecz! Bogata historia odbija się w zabytkach i chowa za drzwiami pięknie zdobionych kamienic. Spacer po Oświęcimiu jest przyjemnością samą w sobie, bo niewielki i przytulny rynek daje takie swojskie poczucie bycia jednocześnie w mieście, ale trochę na uboczu. Na leniwą kawkę można sobie usiąść, do zakamarków nos bezczelnie wściubiać, za klamki kamienic poszarpać, bo w niektórych skrywają się nieprawdopodobnie piękne podłogi i zdobienia, czy nad rzeką Solą poleżeć (ba, nawet pokajakować!). A wisienką na tym oświęcimskim torcie jest szlak murali. W moim prywatnym rankingu najfajniejszych murali w Polsce wchodzi na podium cały na biało!

Bo murale w Oświęcimiu oprócz tego, że są piękne, to jeszcze mają tak magiczne nazwy, że matko jedyna! Błogosławiony spokój nicości, Dom według wartości czy Niezamierzony przypływ morza – przecież to sprawia, że nogi same rwą się na poszukiwania! Każdy mural w Oświęcimiu nawiązuje do pokojowego przesłania Life Festival Oświęcim, organizowanego przez Fundację Peace Festival. Jeśli szukacie pomysłu na weekendową wycieczkę w niecodziennym wydaniu, to Oświęcim szlakiem murali może być całkiem niezłą propozycją do rozważenia. A na dobrą kawę w Oświęcimiu gdzie? Do niesłychanie świetnej Cafe Bergson. Nie spojleruję Wam co to za unikatowe miejsce, ale  gwarantuję – będą Państwo wielce zadowoleni!

Olkusz – tu dzieją się rzeczy niebywałe!

Małopolska potrafi zaskoczyć wieloma szałowymi atrakcjami, ale najbardziej zaskakuje tymi, które kitra sobie w środeczku i od czasu do czasu wyciąga je na światło dzienne. Jak człowiek przypadkowo się zapodzieje w okolicy, to z miejsca myśli sobie – ale ŻE AŻ TAK może być fajnie?? No weźmy sobie na tapetę taki Olkusz. Niepozorne i zupełnie nierzucające się w oczy miasto, o którym coś tam może słyszeliście, ale nie naszła Was chętka, ażeby sprawdzić, co tam ciekawego mają.

Tymczasem Olkusz okazuje się być niezłą, podróżniczą siurpryzą! W mieście będącym kolebką polskiego górnictwa srebra możecie zobaczyć rzeczy totalnie niebywałe! Jest piękna replika astrolabium (ha! Nie powiem co to, sprawdźcie:), jest Muzeum Pożarnictwa i muzeum ze zbiorami Władysława Wołkowskiego, nazywanego „Michałem Aniołem wikliny” (dla fanów polskiego rękodzieła to istny szał ciał!) W Olkuszu znajduje się także – słuchajcie tego – Muzeum Afrykanistyczne, które jest jednym z największych w Polsce muzeów prezentujących sztukę i kulturę Czarnego Lądu! Ale to nie wszystko!

Bogatą historię miasta opowiedzą Wam niecodzienni przewodnicy. Spotkacie ich na Srebrnym Szlaku Gwarków Olkuskich. Ten szlak edukacyjny przypadnie do gustu miłośnikom zwiedzania tematycznego. Wrocław ma krasnale, Kraków od niedawna smoki, a Olkusz gwarki. Figurki olkuskich górników (wyglądem przypominających paskudne skrzaty) rozsiane są w różnych częściach olkuskiej starówki. Kilkanaście rzeźb autorstwa Jana Siuty, słynnego rzeźbiarza, malarza i filozofa, przeprowadzi Was przez historię miasta, opowie ciekawe legendy i intrygujące ciekawostki.

Podczas spaceru patrzcie też pod nogi, bo na szlaku znajdują się wtopione w chodniki repliki dawnych monet. Szlak możecie przejść z mapą lub aplikacją, dla chętnych jest nawet quest i gra miejska! A jak zgłodniejecie po tych przygodach, to wstąpcie do Restauracji resto_gar przy Rynku 1. Och Boże, jakiego ja tam kotleta najpyszniejszego wsunęłam to sobie nawet nie wyobrażacie. Opcje wege też są wybitne. Do zapisania na liście smaczków koniecznie, razem z Olkuszem jako miastem do natychmiastego zwizytowania!

Tarnów – bardziej szałowy niż myślicie!

Pałam afektem do Tarnowa już od wielu lat. Moja miłość do tego miasta wybuchła za sprawą chłopa z bażantem na głowie (historię tego love story przeczytacie tutaj). Odwiedzam tarnowskie przybytki wspaniałe kiedy tylko mogę, a mogę często! Lubię przyjechać do Tarnowa na kawę w tramwaju, na ziemniaczane smaczki do Pyzy (odwiedźcie koniecznie!) czy na leniwe posiady w kawiarni Sofa. Tarnów urodził się po to, żeby ludzie mogli do woli uprawiać sobie w nim sztukę powolnego przechadzania się. I co najlepsze – niby człowiek zna miasto, wie gdzie co się znajduje, a jak wpadnie z wizytą to zawsze znajdzie coś nowego. Ostatnio Tarnów zyskał świeżutką atrakcję turystyczną – Szlak Maszkaronów.

Podobnie jak w Olkuszu można ruszyć na zwiedzanie miasta szlakiem tematycznym. Rzeźby rozrzucone są w 14 miejscach w Tarnowie. Każda opowiada swoją historię i każda z nich jest tak niebywale urocza, że już po zobaczeniu pierwszej będziecie chcieli wytropić je wszystkie! W Tarnowskim Centrum Informacji Turystycznej dostaniecie darmową mapkę szlaku wraz z cudnymi naklejkami. Niby jest to mapka dla dzieci, ale ejże! Świat nam cały czas mówi, że mamy pielęgnować swoje wewnętrzne dziecko, to dlaczego by nie zacząć się nim opiekować podczas zwiedzania Tarnowa? Będzie na pewno zadowolone!

Będąc w Tarnowie nie możecie przegapić wizyty w Muzeum Etnograficznym. W nim zorganizowano pierwszą w Polsce wystawę o tematyce romskiej. Ekspozycja to kilka sal wystawowych poświęconych historii i kulturze Romów, a także plenerowa kolekcja kolorowych wozów cygańskich. Bardzo Was zachęcam do wizyty, bo jest to poruszająca podróż do świata trudnej historii, ale też barwnej kultury.

Biecz – mały, ale jaki wariat!

Biecz to jedna z najpiękniejszych niespodzianek, które Małopolska może Wam podarować w Kinder jajku. Miasto często nazywane jest „Małym Krakowem”, ale zupełnie nie wiem po co chowa się go w cieniu Krakowa, skoro Biecz sam w sobie jest zwyczajnie super miejscem!

Zwiedzając Biecz koniecznie wybierzcie się do Muzeum Ziemi Bieckiej, gdzie czeka na Was ekspozycja „Stara Apteka”. Dzieje aptekarstwa na bieckich ziemiach sięgają aż XVI wieku. To właśnie tutaj znajdowała się najstarsza apteka w regionie o fantazyjnej nazwie „Pod głową niedźwiedzia”. Ekspozycja przeprowadzi Was przez typowe wyposażenie aptekarskie, w którym będziecie mogli zobaczyć butelki wykonane ze szła uranowego, dowiecie się jakie środki odpędzały diabelstwo, które powodowały apetyt u świń,  które podawano na niemoc płciową i po co aptekarzom był róg jednorożca.

Czarujący klimat Biecza podkreśla równie czarowna historia katów. W tym niewielkim i mogłoby się wydawać niewinnym mieście działała przed wiekami słynna szkoła katów. Uściślijmy sobie jednak tę kwestię – nikt nie uczył się w szkolnej ławce jak odrąbać człowiekowi łeb, wyrwać na żywca kręgosłup i upuszczać krwi. Ponieważ Biecz był jedynym miastem w regionie posiadającym „prawo miecza”, można tu było legitnie wykonywać wyroki śmierci oraz posiadać swojego kata. W okolicy łapano na potęgę opryszków i rozbójników, których przetrzymywano w turmie (więzieniu) i tam męczono. Z tego powodu kaci bieccy mieli pracy w bród, a dodatkowo zaczęto ich wypożyczać do innych miast, ażeby i tam porządki z nygusami zrobili. W dawnej turmie, która znajduje w miejskim ratuszu, możecie podczas zwiedzania usłyszeć wiele ciekawostek na temat codziennej pracy kata, jego obowiązkach i przywilejach.

Powiedzcie zatem sami – czy miasto z taaaką historią i opowiastkami może być nudne? Bardzo nie sądzę. Dorzucam do tych ciekawostek informacje, że Biecz był przez parę miesięcy stolicą kraju, tutaj odbyły się zaręczyny Władysława Jagiełły z Anną Cylejską, a jak ktoś Wam mówi, że jesteście rozpuszczeni jak dziadowski bicz to wiedzcie, że to przez bieckich dziadów. Po więcej ciekawostek musicie ruszyć do Biecza sami, wszystkiego nie mogę Wam zdradzić!

Muszyna – moc uzdrowiska czar

Kto mnie zna ten wie, że kocham się w uzdrowiskach bardzo. Wszystkie te przaśne pijałki, śmierdzące wody, sanatoria solidnie nadgryzione zębem czasu i uroczo kiczowate dekoracje kwiatowe powodują, że w mym wnętrzu trwa bal! Jak dorosnę to chcę być uzdrowiskową kuracjuszką, dlatego często odwiedzam takie przybytki ucieszne, szukając najlepszej dla siebie opcji. I jednym z moich ulubionych miejsc jest Muszyna. To jedna z najstarszych miejscowości na Sądecczyźnie i miejsce, w którym znajduje się najwięcej złóż mineralnych spośród wszystkich małopolskich uzdrowisk. Muszyna leży sobie malowniczo w Dolinie Popradu i okej, być może nie będzie to najpiękniejsze miasto, które odwiedzicie w swoim życiu, ale ma swoje momenty, do uchwycenia których bardzo Was zachęcam!

Co warto zrobić w Muszynie? Wstąpić na kawę do artystycznej kawiarni „Szarotka”, poszukać najbardziej obciachowych pijałek w sklepach z pamiątkami i odwiedzić którąś z kilkunastu miejskich pijalni. Wdrapać się na ruiny XIV-wiecznego zamku, które obecnie pełnią rolę punktu widokowego i spędzić sympatyczny czas w Ogrodach Sensorycznych.

Te ostatnie to świetna miejsce na piknik, leżakowanie i ogólne nicnierobienie. Ogrody podzielone są na strefy, które stymulują różne zmysły – wzrok, słuch, węch i dotyk. Dodajcie do tego terapeutyczne właściwości roślin oraz łagodne wzgórza Beskidu Sądeckiego, które tylko łagodnie wyglądają, ale ci co chodzą po górach wiedzą, że potrafią spuścić niezłe manto i macie przepis na fajny wyjazd. Jeśli czas Wam pozwoli to namawiam na spływ kajakowy czy pontonowy rzeką Poprad. Jest też Rowerowy Szlak Wód Mineralnych, który poprowadzi Was przez najpiękniejsze miejsca okolicy.

Małopolska jest lekiem na wszyściuteńko i gdybym była doktorem od wszelkich boleści, to bym przepisywała ją na receptę każdemu! A kolejna seria małopolskiej łazęgi już wkrótce, także bądźcie gotowi na nową porcję inspiracji!

 

Wpis powstał w ramach współpracy z Małopolską Organizacją Turystyczną, dla której pracować to moja najmojsza przyjemność! Zdjęcia z kolei to dzieło Jakuba Kusieja, którego chwytanie świata w kadr nieustająco mi imponuje. Mam nadzieję, że będzie się Wam to wszystko miło czytało i oglądało do kawki! 

 

Spodobał się Wam mój wpis? Będzie mi miło jeśli go skomentujecie lub udostępnicie dalej w świat!
A jeśli macie ochotę:
a) pośmiać się, podyskutować i zainspirować się do podróży – zapraszam najpiękniej na mój fanpage na FACEBOOKU 
b) pooglądać zdjęcia z drogi i sprawdzić jak wyglądają zupełnie niepoważne instastories – znajdziecie mnie na  INSTAGRAMIE

Ejże! Te posty też się fajnie czyta!

1 skomentuj

Ela 2 lipca 2024 - 22:04

Kawka w tramwaju w Tarnowie to obowiązkowy punkt wycieczki!
A po twoim wpisie już wiem, że w Olkuszu muszę się na dłużej zatrzymać ????

Reply

Wypowiedz się!

Close